niedziela, 26 października 2014

VII. I need a little loving tonight, Hold me so I'm not falling apart...

      Kilka metrów ode mnie o drzewo stał oparty Louis. I nie było by w tym zupełnie nic  dziwnego, gdyby nie jakiś koleś przylegający do niego i ssący jego usta. Poczułem, że tracę grunt pod nogami. Szybko złapałem się jednego z pni, by nie upaść. Jak.. jak mógł mi to zrobić? Po tym wszystkim? Czyli to co mówił to były zwykłe kłamstwa? Czyli nie zależy mu na mnie. Byłem zwykłą zabawką? Ale jak? A ja mu uwierzyłem! Zaufałem, mimo, że wszystko mówiło nie! A on tak po prostu się mną pobawił, a teraz znalazł kolejnego naiwnego! Jak można być tak fałszywym! Poczułem jak moje oczy zaczynają robić się wilgotne. Nie, nie! Nie tutaj. Otarłem policzek i zacząłem przedzierać się między drzewami do zamku. Łatwiejsza droga wiodła wzdłuż brzegu jeziora, ale nie chciałem spotkać przyjaciół. Biegiem skierowałem się na trzecie piętro i ukryłem w Pokoju Życzeń, który na moją potrzebę zamienił się w pokój czy sypialnie. Opadłem na jeden z foteli i rozpłakałem się. Jak mógł mi to zrobić? Po tym wszystkim? Po jego zapewnieniach? No jak?! Gdy zobaczyłem ich tam, całujących się, to poczułem jakby ktoś wyrwał mi serce, rzucił nim o podłogę i podeptał. Jak można być tak nieczułym, fałszywym, a jednocześnie tak dobrym aktorem? Może aktorzy właśnie tym się cechują? Tym, że nie mają uczuć? Tym, że każde uczucie, które widzimy przy ich grze to tylko i wyłącznie złudzenia? Pociągnąłem nosem i nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.
    Obudziłem się jakiś czas później. Przeciągnąłem się i spojrzałem na zegarek ścienny. Już tak późno? Zaraz cisza nocna. Wstałem i powoli wyszedłem z Pokoju Życzeń. Na szczęście nikogo nie było na korytarzu, więc udało się bez kłopotliwych pytań. Powoli zszedłem na pierwsze piętro i kierowałem się w stronę obrazu Grubej Damy. Wychodząc zza rogu dostrzegłem Louisa z kolegami. Natychmiast zatrzymałem się i biegiem ruszyłem w drugą stronę, szybko docierając do Pokoju Wspólnego. Niepostrzeżenie dostałem się do swojej sypialni, wziąłem szybki prysznic, korzystając z nieobecności Nialla i poszedłem do łóżka. Zasłoniłem kotary wokół niego i opadłem na poduszki. Wtuliłem się w nie i rozpłakałem się. Czeka mnie długa noc...


***

     Kilka kolejnych dni było strasznych. Wstawałem, ogarniałem się, jadłem coś, szedłem na lekcje, później do Pokoju Życzeń lub biblioteki i tam robiłem zadania, próbowałem się uczyć, następnie kolacja, później kąpiel, gdzie wypłakuje morze łez, a następnie zmęczony, zasypiam. I tak wygląda każdy, kolejny dzień. Przyjaciele udają, że nie widzą co się dzieje. A może po prostu przestałem ich obchodzić? Nie zapytali nawet co mi jest, co się stało. Nic. Po prostu mnie ignorowali. Było mi z tym naprawdę ciężko. W takiej chwili właśnie ich potrzebowałem. Rozmowy, pocieszenia, a nawet zwykłego uśmiechu z ich strony. Niestety Taylor cały czas spędzała ze swoim nowym chłopakiem, Liamem. Niall był bardzo zaaferowany znajomością z Jake'iem. Ciągle razem siedzieli, rozmawiali, śmiali się. Nie miałem im tego za złe. Bardzo się cieszyłem, że w końcu znaleźli swoje szczęście, ale czy nie mogli by choć na pięć minut odłożyć tego wszystkiego na dalszy plan i chociaż na mnie spojrzeć? Widocznie nie. Była właśnie pora obiadowa, ale jak zwykle zrezygnowałem z posiłku i udałem się do biblioteki, by poszukać odpowiedniej książki do zadania z zaklęć. Kręciłem się między regałami i w końcu znalazłem odpowiednią. Usiadłem przy jednym ze stolików i zająłem się lekcjami. 
- Harry? - usłyszałem nagle za sobą.  Westchnąłem w duchu i powoli sie odwróciłem. 
-  O hej Jake. - mruknąłem i spojrzałem na niego krótko, wracając do pisania. 
- Co u Ciebie słychać? Rzadko Cię ostatnio widuję. Tylko na lekcjach. - powiedział i usiadł obok mnie. 
- Jestem zajęty i uczę się. No wiesz. - mruknąłem. 
- Rozumiem. A może masz ochotę w weekend skoczyć ze mną i Niallem do Trzech Mioteł?
- Zobaczymy. Jeszcze trochę czasu. - mruknąłem wymijająco. Na pewno nigdzie nie pójdę. Nie mam ochoty na żadne wycieczki do pubów. 
- No. To się zgadamy jeszcze. - powiedział chłopak i odszedł. Westchnąłem cicho. Super. Jeszcze stałem sie opryskliwy. Pokręciłem głową i wróciłem do odrabiania zadań. Nim się obejrzałem zastał mnie wieczór. Zwinąłem swoje rzeczy i ruszyłem w stronę Pokoju Wspólnego, starając się nie zostać zauważonym przez nikogo znajomego. Niepostrzeżenie przedostałem się do sypialni i wziąłem szybki prysznic, po czym padłem na łóżko i zasnąłem. 

***

 Właśnie skończyłem eliksiry i kierowałem się do dormitorium, by móc spokojnie odrobić pracę domową. Dziś pan profesor jak zwykle dał nam popalić. Ale u niego to normalne. Nie mogło by być lekcji gdyby nie opieprzył kogoś z góry na dół, a następnie odebrał punkty. I na kogo trafiło? Oczywiście na Gryffindor. Dom który zawsze był wszystkiego winny. Czasem miałem ochotę wstać i mu wykrzyczeć to co myślę o tym jego pieprzonym uprzedzeniu do nas. To naprawdę nie było fair wobec nas. Właśnie wchodziłem na odpowiednie piętro, gdy ktoś nagle wpadł na mnie z wielkim impetem, powodując, że wypadły mi książki. Jęknąłem cicho i schyliłem się zbierając je szybko, po czym uniosłem się i cudem udało mi się utrzymać je, by nie wyleciały po raz kolejny. Przede mną stał Louis, zbierając swoje notatki. Właśnie podniósł się do góry i spojrzał na mnie, a ja spanikowałem.
- Przepraszam. – szepnąłem cicho, wyminąłem go i wręcz biegiem skierowałem się do swojej sypialni, zamykając się w niej. Oddychałem szybko, dłonie mi drżały, nie umiałem powstrzymać reakcji swego ciała. To wszystko jest jakieś nienormalne. Nie chcę tak żyć, tak się zachowywać. Ciągłe uciekanie przed nim, ciągłe odwlekanie stanięcia twarzą w twarz. Ale wiem dobrze, że gdybym popatrzył mu w oczy, rozkleiłbym się i rozpłakał, a nie mogę sobie na to pozwolić. Potrząsnąłem głowa i usiadłem przy biurku, zabierając się za odrabianie lekcji, których miałem dość dużo na jutro. Nim się spostrzegłem zrobił się wieczór, a do komnaty wbiegł Niall, śmiejąc się głośno.
- Och. Hej Harry. – powiedział ewidentnie zdziwiony moim widokiem. No tak, przecież jego ostatnio ciągle nie ma gdy jestem ja.
- Hej. – powiedziałem cicho i poskładałem książki, pakując potrzebne rzeczy do torby, po czym położyłem ją obok biurka. Wstałem i wziąłem piżamę, po czym udałem się pod prysznic. Powstrzymywałem się od płaczu. Dlaczego on już nie traktuje mnie jak przyjaciela? Czy teraz ciągle będzie mnie pomijał? Nie chce tak. Jest moim przyjacielem tak długo, a poświęca czas, który moglibyśmy spędzić razem Jake’owi, Taylor zajęta jest swoim związkiem z Liamem, a Louis.. Nie, Louis się nie liczy.
- I kogo Ty oszukujesz Harry? Przecież wiesz, że liczy się najbardziej. – jęknąłem sam do siebie, po czym dokończyłem toaletę i ubrany wszedłem do sypialni, która była pusta. – No tak. Standard. – mruknąłem sam do siebie, po czym położyłem się na łóżku, zasłaniając wcześniej kotary i wtuliłem twarz w poduszkę, pozwalając spłynąć kilku łzom, ewentualnie kilkunastu, po czym zasnąłem.

***

Gdy obudziłem się następnego dnia rano, czułem, że zdarzy się coś złego. Nie wiedziałem co, ale czułem to w swoim ciele. Jak zwykle wziąłem prysznic, ogarnąłem trochę swoje wiecznie żyjące swym życiem włosy, obwiązując je bandamą, ubrałem się w szatę i zszedłem na śniadanie. Ostatnimi czasy siadałam zazwyczaj na końcu stołu, nie chcąc się zbytnio rzucać w oczy. Nie chciałem, by Louis mnie zauważał. Nie miałem ochoty spotkać go, rozmawiać czy coś. Nie. Jeszcze nie teraz. To za wcześnie. Nie dałbym rady. Spokojnie zjadłem śniadanie, przeglądając nowego Proroka, gdy nagle ktoś poklepał mnie w ramie. Z cichym piskiem odwróciłem się i dostrzegłem panią Dyrektor.
- Och. Dzień dobry. Mogę w czymś pomóc pani profesor? – zapytałem, przełykając jedzenie.
- Mogę Cię na moment prosić do gabinetu? Mam ważną sprawę. – powiedziała, na co skinąłem głową i wyszliśmy z Wielkiej Sali, kierując się na piętro do jej gabinetu.
- Czy coś się stało?  - zapytałem niepewnie, zajmując jedno z krzeseł przy biurku.
- Cóż. Myślę, że tak. - powiedziała cicho. - Dostałam dziś wiadomość, że Twoja babcia jest ciężko chora. - powiedziała, a ja zamarłem.
- Co?! Co jej jest?  - zapytałem przerażony. 
- Cóż, zapadła na jakąś mugolską chorobę.  Ma gorączkę, ciągły kaszel. Gdy tylko się dowiedziałam, oczywiście pojawiłam się u niej i zaprosiłam ją tutaj, przecież nasza pielęgniarka mogłaby pomóc, ale cóż. Znasz swoją babcie, prawda? Wiesz jaka jest uparta. I tak pomyślałam, że może po prostu tu byś do niej wyjechał? Zostałbyś z nią przez kilka dni, dopóki nie poczuje się lepiej. Co ty na to? – zapytała pani profesor.
- To oczywiste, że tak. Proszę mi dać pięć minut, spakuje się i jestem z powrotem. Sowę mogę zostawić, prawda? – zapytałem, wstając.
- Tak, oczywiście. To uciekaj po rzeczy i spotkamy się za piętnaście minut pod głównym wyjściem. – powiedziała nauczycielka, posyłając mi lekki uśmiech, co było bardzo rzadkie w jej przypadku, po czym wybiegłem z gabinetu. Szybko znalazłem się w swoim dormitorium, złapałem za plecak i wrzuciłem najpotrzebniejsze ubrania oraz kilka podręczników, by nie narobić sobie zaległości, po czym zostawiłem szatę szkolną w szafie i przebrałem się w czarne rurki oraz kremowy sweter, założyłem trampki i szybko skierowałem się do wyjścia. Tam już czekała na mnie pani dyrektor. – Jesteś gotowy? – zapytała, gdy podbiegłem do niej.
- Tak, tak. – wysapałem.
-Hagrid Cię odprowadzi na pociąg. – powiedziała. – Czy mam powiadomić Twoich przyjaciół? – zapytała.
- Nie. Niech pani nikomu nic nie mówi, bardzo proszę. – wyszeptałem. Nie chciałem by ktoś do mnie pisał. Ten wyjazd daje mi perspektywę na chwilę oddechu, będę miał czas by pomyśleć o wszystkim.
- Dobrze. Jak sobie życzysz. Oczywiście usprawiedliwię Cię z nieobecności, ale bardzo proszę byś chociaż trochę poczytał podręczniki, żebyś nie miał zbyt wielkich zaległości.
- Dobrze, oczywiście. Do widzenia. – pożegnałem się i pobiegłem w stronę chatki Hagrida. Po kilku minutach stanąłem pod jego drzwiami i zapukałem głośno.
- Już idę. - usłyszałem jego stłumiony głos i po chwili otworzył je z trzaskiem. - Ach Harry. Daj mi sekundkę, cholibka. - mruknął i na moment zniknął w domku, po czym wyszedł i ruszył w stronę zakazanego lasu.
- Gdzie idziemy? - zapytałem.
- Tutaj niedaleko czeka świstoklik. Będzie dużo szybciej niż pociągiem. - wyjaśnił, a ja skinąłem głową. Miał rację. Już po chwili wylądowałem na polanie, niedaleko domu babci. - Dasz sobie już radę, prawda? - zapytał półolbrzym.
- Tak. Dzięki Hagrid. - uśmiechnąłem się i pobiegłem w stronę posiadłości mojej babci. Przeszedłem przez cały ogródek i wyciągnąłem klucze z kieszeni, otwierając nimi drzwi wejściowe. -Babciu? - zawołałem, rzucając plecak w przedpokoju i wszedłem dalej.
- Harry? - usłyszałem zdziwiony głos, dobiegający z salonu. Szybkim krokiem wszedłem tam i dostrzegłem staruszkę, leżąca na kanapie, owiniętą w koc, z czerwonymi wypiekami na policzkach. Uklęknąłem koło sofy i złapałem ją za dłoń.
- Jak się czujesz, kochana? - zapytałem delikatnie i gładziłem jej suchą skórę.
- Coraz lepiej. - skłamała, widziałem to po jej zmęczonym spojrzeniu. - Ale co Ty tutaj robisz wnusiu? Nie powinieneś być w szkole? - zapytała.
- Pani dyrektor pozwoliła mi Cię odwiedzić i wrócić w przyszły poniedziałek. Zna naszą sytuacje i wie, że nie masz nikogo poza mną, więc sama zaproponowała mi taki układ. A teraz słucham. Czego Ci potrzeba? Iść na zakupy, ugotować Ci coś? - pytałem, posyłając jej czuły uśmiech. Kobieta zachichotała i pogłaskała mnie po policzku.
- Oj kochany. Zakupy by się przydały, bo w lodówce niewiele już zostało. - powiedziała, a ja skinąłem głową.
- Już się robi, babciu.
- Pieniądze są w kuchni, w tej szafce co zawsze. - poinstruowała mnie. Wszedłem do wskazanego pomieszczenia i zagotowałem wodę na herbatę, po czym zaniosłem ją do salonu i postawiłem na stoliku, złapałem pieniądze i wyszedłem z domu, idąc do pobliskiego sklepu spożywczego. Kupiłem wszystko co potrzebne było do przygotowania normalnego posiłku, po czym w ukryciu zmniejszyłem zakupy, chowając je do kieszeni i powoli wróciłem do domu. Cieszyłem się po części, że ta choroba wypadła akurat teraz. Mogłem spokojnie usiąść i zastanowić się co dalej. Bo szczerze? Nie miałem pojęcia co zrobić w tej sytuacji. Porozmawiać z nim czy po prostu sobie to wszystko odpuścić. Może po prostu to nie on jest mi pisany i kiedyś będę szczęśliwy z kim innym. Pokręciłem głową, otwierając bramkę i wszedłem na ogród, dostrzegając Maddy. 
- Kici, kici. - zamruczałem cicho i powoli podszedłem do kotki, biorąc ją na ręce. - Hej mała. Co u Ciebie? - zamruczałem do niej, drapiąc ją za uszkiem. Kotka zamruczała cicho i łasiła się do mnie. Otworzyłem drzwi i powoli wszedłem do środka. - Wróciłem. - powiedziałem głośno i skierowałem się do kuchni, powiększając zakupu i rozpakowałem je, po czym nalałem Maddy mleka do miseczki i postawiłem na podłodze. Zaglądnąłem do salonu i zauważyłem, że babcia zasnęła, więc ściszyłem telewizor, poprawiłem jej koc i przymknąłem drzwi, udając się do kuchni. Większość dnia spędziłem na gotowaniu. Zrobiłem rosół, upiekłem ciasteczka i posprzątałem pomieszczenie. Nie mogłem usiedzieć na miejscu. Czułem, że coś mnie roznosi. Dość często łapałem się na zastanawianiu, czy moi przyjacie.. czy Niall, Tay myślą o mnie. Czy zauważyli, że mnie nie ma. Pewnie nie. W końcu teraz są osoby ważniejsze ode mnie. Liam czy Jake. Louis pewnie zajęty swoim nowym chłopakiem.. Na samą myśl o tym, że ma teraz kogoś nowego, innego, moje serce ścisnęło się z bólu. Jak w tak krótkim czasie mogłem się do niego przyzwyczaić? No jak? Wziąłem swoją nierozpakowaną jeszcze torbę i zaniosłem do mojej starej sypialni. Wszystko było tak jak to zostawiłem. Wyjąłem ubrania i ułożyłem w szafie, natomiast do rąk chwyciłem podręcznik do transmutacji i zacząłem czytać jeden z rozdziałów. Nim się obejrzałem nastał wieczór. Cichutko zszedłem na dół i zaglądnąłem do salonu. Babcia nadal spała. Poszedłem do kuchni i odgrzałem jej rosół, po czym nalałem do kubka i delikatnie potrząsnąłem jej ramieniem, chcąc by się zbudziła.
- Och. Co się dzieje? – zapytała, powoli otwierając oczy.
- Ugotowałem zupę. Masz. – podałem jej kubek, po czym poprawiłem poduszki, by było jej wygodnie. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i podziękowała skinieniem głowy. Pogłośniłem dźwięk w telewizorze i wróciłem do kuchni, by samemu coś zjeść. Skończyło się na zwykłych kanapkach i herbacie. Po wszystkim umyłem po sobie i wróciłem do staruszki, zajmując jeden z foteli.
- Opowiadaj kochany. Jak w szkole? Wszystko w porządku? Nie masz żadnych problemów? – zapytała.
- Ależ nie. Wszystko jest okej. Dużo nauki, ale to wiadome. Mam teraz tylko kilka przedmiotów, więc mam dużo czasu na uczenie się.
- A co słychać u Nialla i Tay? – gdy wspomniała ich imiona, poczułem jak w moim wnętrzu coś się skręciło. Bolała mnie nawet sama myśl o nich.
- Em. Chyba wszystko w porządku. – mruknąłem cicho.
- Co się stało Harry? I nie mów mi, ze nic. Widzę po tobie. Jesteś jakiś nie swój. Pokłóciliście się? – zapytała i przywołała mnie dłonią. Usiadłem obok niej i westchnąłem głośno.
- Nie wiem od czego zacząć. – wyszeptałem, bliski płaczu.
- Od początku wnusiu. – powiedziała czule i pogładziła mnie po dłoni. Wziąłem głęboki oddech i opowiedziałem jej wszystko od początku. O całej tej znajomości z Louisem, o tym jak traktowaliśmy się wcześniej, co się zmieniło. Jak zmieniły się nasze relacje. Nie musiałem się bać reakcji babci. Wiedziała o mojej seksualności. Następnie powiedziałem jej o zachowaniu swoich przyjaciół. O tym jak się nie odzywają, że wszystko jest ważniejsze ode mnie.
- A wiesz co jest najgorsze? – wyszeptałem ze łzami. – Że właśnie w tej chwili powinni być przy mnie. Jako przyjaciele, powinni mi z tym pomóc. Czy nie po to ma się właśnie przyjaciół? By byli dla nas ostoją i zawsze nam pomagali? A oni po porostu mają mnie gdzieś. To tak boli. Co ja mam zrobić? Nie chce nagle stracić wszystkich. Przez ostatni tydzień czułem się jak jakiś trędowaty. Nawet na mnie nie patrzyli. Ciągle ważniejszy był Liam i Jake. A co ze mną? Czy oni już nie chcą się ze mną przyjaźnić? Co zrobiłem nie tak, babciu? – zapytałem łamiącym się głosem. poczułem jak kobieta przytula mnie do siebie.
- To nie tak. Owszem ich zachowanie jest bardzo przykre, ale myślę, że oni po prostu sami się w tym pogubili. Może pomyśleli, że skoro sam nie zabiegasz o kontakt, to chcesz od nich odpocząć. Może tak po prostu nie chcieli się narzucać. Powinieneś z nimi porozmawiać. Wyjaśnić im.
- Powinni zauważyć to jak się czułem, wyglądałem. Nie powiedzą mi, że tego nie było widać. Jestem pewien, ze Niall nie raz słyszał jak płakałem w poduszkę, ale ani raz nie zapytał czy wszystko okej. Mają mnie gdzieś.
- Na pewno nie. Kochają Cię. Jestem pewna, że tak jest. Gdy tylko wrócisz do szkoły powinniście porozmawiać i zobaczysz, że wszystko się wyjaśni. – pocieszyła mnie.
- Może masz i rację. – westchnąłem cicho.
- Zawsze ją mam, nie pamiętasz? – zachichotała.
- Oj babciu.
- A co do tego chłopaka. Zachował się strasznie, ale z nim też powinieneś porozmawiać. Nie wyjaśnione konflikty narastają i później robią się z tego niepotrzebne kłótnie. Porozmawiaj z nim. Zobacz co ma Ci do powiedzenia i dopiero wtedy zdecyduj, czy chcesz to ciągnąć, czy może masz już dość. – powiedziała.
- Dziękuję. – wyszeptałem cicho.
***
            W niedziele, gdy kobieta była już w pełni sił, postanowiłem wrócić do szkoły.
- Na pewno dasz sobie radę? – zapytałem babcie po raz setny.
- Na pewno Harry. Nie jestem dzieckiem. Pytanie jest, czy Ty sobie poradzisz? – zapytała, poprawiając mi kołnierzyk koszuli.
- Dam sobie radę. – skinąłem głową.
- Gdy tylko sprawy się wyjaśnią napisz mi list i wszystko opowiedz. – poprosiła.
- Oczywiście. Kocham Cię babciu i uważaj na siebie. – poprosiłem, po czym musnąłem jej policzek, wziąłem torbę na ramię, do kieszeni wsunąłem różdżkę i wyszedłem z domu, kierując się na polanę, gdzie czekał już Hagrid.
- I jak tam Harry? W porządku? – zapytał, ściskają mnie lekko.
- Tak. Jest okej. Wracajmy. – powiedziałem cicho i już po chwili znajdowałem się w Hogwarcie, na skraju Zakazanego Lasu.
- Wracaj szybko do szkoły to zdążysz jeszcze na kolacje. – powiedział, po czym ruszył do swojej chatki, a ja ścieżką do jednego z wejść do zamku. Nie chciałem wchodzić głównymi drzwiami. Nie chciałem rzucać się w oczy. Bocznym korytarzem udałem się na piętro i zaczekałem, aż większość zejdzie na kolację i dopiero wtedy przedostałem się pod obrazem do Pokoju Wspólnego. Był pusty. Odetchnąłem i schodami ruszyłem w stronę sypialni. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
- Harry! – usłyszałem pisk i po chwili ktoś rzucił się na mnie, przytulając mocno. Cały mój świat zasłoniły blond włosy. Cholera. Zachwiałem się lekko, ale złapałem się pobliskiej szafki, odsuwając lekko.
- Cześć. – mruknąłem, dostrzegając Tay i Nialla.
- Gdzieś Ty się do cholery podziewał!? Wiesz jak się martwiliśmy?! Nikt nie chciał nam nić powiedzieć. Jak mogłeś wyjechać i nie powiedzieć ani słowa! – wykrzyczała dziewczyna.
- Nie muszę się nikomu tłumaczyć. – westchnąłem cicho i jak gdyby nigdy nic zacząłem się rozpakowywać.
- Ale my nie jesteśmy nikim. Jesteśmy przyjaciółmi. – powiedział chłopak, a ja parsknąłem cichym śmiechem, po czym odwróciłem się do nich przodem, zapominając o czym mówiła mi babcia. W tej chwili przesadzili.
- Przyjaciółmi? Przyjaciółmi?! Tak właśnie zachowują się przyjaciel?! To jest wasza definicja tego słowa? Bo według mnie gdy jedna z osób ma problem to pozostałe starają się jej pomóc, a nie mają wyjebkę po całości. – warknąłem.
- Harry.. – zaczęła Tay.
- Nie chcę tego słuchać. Zawiedliście mnie. Tak bardzo mnie zawiedliście. Nawet nie ważcie się powiedzieć, że nic nie wiedzieliście. Dobrze zdawaliście sobie sprawę z tego, ze coś mi jest, ze mam problem. Jestem niemal pewny, ze słyszałeś każdej nocy mój płacz, ale nawet nie zapytałeś! – wykrzyczałem w ich stronę. – Tak się nie zachowują dobrzy przyjaciele.
- Ale my.. – próbował chłopak.
- Nie. Nie chcę tego słuchać. Zanim coś powiecie, zastanówcie się nad tym co zrobiliście. – wyszeptałem. – I jak bardzo mnie to zraniło. – po czym wyminąłem ich i wyszedłem z sypialni, biegnąc do wyjścia. Ruszyłem schodami na górę. Na trzecie piętro. Kiedyś zakazane, a teraz mimo zniesienia zakazu nie używane przez nikogo. Usiadłem pod jedną ze ścian i schowałem twarz w dłonie.
- Harry? – usłyszałem szept. Uniosłem przestraszony głowę i rozglądnąłem się, dostrzegając kogoś w jednych ze drzwi. Przymrużyłem oczy i zamarłem.
- Louis..

____________________________________________________

Cześć kochani :* Jestem z rozdziałem tak jak obiecałam. Cóż. Teraz parę rzeczy do ogłoszenia. Po pierwsze dziękuję za komentarze pod shotem i wyświetlenia. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Po drugie, mam nadzieję, ze pod tym rozdziałem będziecie równie wylewni, a może nawet bardziej i będzie jeszcze więcej komentarzy. Po trzecie, nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Nie mam go nawet zaczętego. A mam tak mało czasu. Umówmy się tak, ze gdy będę miała gotowy następny rozdział i zaczęty przynajmniej jeszcze kolejny to wstawię tutaj. Oczywiście postaram się na za dwa tygodnie, ale nie obiecuje. Tak więc bardzo proszę o komentarze, o wyświetlenia. Polecajcie to opowiadanie, a będę Wam niezmiernie wdzięczna! <3 Kooocham Was :*


6 komentarzy:

  1. Jak zawsze zaje*isty <3
    xx CandyLarryLove

    OdpowiedzUsuń
  2. Hgfhhdhgdvjjffjh zajebisty rozdział *-* chyba jak zawsze ;) ja już chce nexta, a tu czytam, że kolejny rozdział to jak dobrze pójdzie to bd za dwa tygodnie :c zgasiłaś mnie xd.

    Biedny Hazza :c taki samotny i oszukany przez Lou :c mam nadzieję, że Ni i Tay się ogarną i zrozumieją swoją winę... A Lou to już nw :< naprawdę nie rozumiem czemu tak się zachował :c mam nadzieję, że nw, chociaż zauważył brak Harry'ego przez ten czas gdy był u babci... No i liczę, że Harry też wykaże trochę współpracy i postara się z nimi pogadać... Btw czekam na nexta, nawet jeśli bd za dwa tygodnie ;) @EFlegiel <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to opowiadanie coraz bardziej, kochanie <33 Jak Niall i Taylor mogli sie tak zachować? :cc Okropni z nich przyjaciele :< Lou, ty idioto, jesteś taki głupi, dlaczego tak bardzo zraniłeś biednego Hazze :( ? Mam nadzieję, ze sie ogarną i przeproszą Harry'ego :D Rozdział, jak zawsze, jest asnhdgbcvzfsdweetcbdgfjfmvldposgabxjc *.* Prawie zaczęłam piszczeć, jak go zobaczyłam, haha :>> Spokojne kochanie, będziemy czekać na kolejny rozdział, tyle, ile będzie trzeba :) Koooocham cię i pozdrawiam xx @weirdowithscars

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne, kochane, trochę smutne, ale nadal zajebiste <3 Kocham to opowiadanie tak bardzo, słonko, jesteś tak strasznie utalentowana <3 xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział jest pokrecony...

    Twoja wyobraźnia nie zna granic

    OdpowiedzUsuń
  6. WOW.
    Od czego ja mam tu zaczac...

    Louis! Kurwa co to mialo byc?! Idiota z ciebie!
    Jak mogles to zrobic Harr'emu?!
    Mam nadzieje, ze przynajmniej zauwazyles, ze go nie ma przdz te kilka dni w szkole...

    Niall! Taylor! Co to kuewa ma byc?!
    Niall, gluchy byles w nocy jak Hazza plakal?!
    Taylor, slepa bylas czy co?!
    Jak oni mogli tak zostawic swojego przyjaciele, bez pomocy. Nagle sobie o nich przypomnieli, gdy zauwazyli jego brak. Dobrze, ze Harry kazal nikomu nic nie mowic. Maja nauczke na przyszlosc...
    Nie spodziewalam sie tego po nich... jak oni mogli go tak zawiesci?

    Biedny Harry.. nie dosc, ze przyjaciele go olali to jeszcze Louis go zawiodl...

    Ciekawe czy Louis przeprosi Harr'ego albo nie przyzna sie do nieczego..

    Swietny rozdzial.
    Czekam nn.
    @andrejjj99

    OdpowiedzUsuń

Jeśli czytasz, skomentuj ;) To dodaje prawdziwej motywacji :*