- I co? Tak po prostu wpadniesz na Nokturna i każesz im
powiedzieć, gdzie są Twoi rodzice? Myślisz, że się na to zgodzą? – zapytał mnie
Niall, gdy ubierałem czarne rurki, czarny sweter i tego samego koloru płaszcz
oraz czapkę.
- Muszę ich znaleźć za wszelką cenę. Muszę, rozumiesz? Nie mogę tak po prostu o tym zapomnieć! To.. to zbyt ciężkie. Chcę wyjaśnienia. Gdzie byli przez ostatnie szesnaście lat mojego życia?! Dlaczego się mną nie interesują? Co zrobiłem nie tak? Będę ich szukał, aż znajdę, choćby to miało trwać nawet następnych kilka lat. Nie odpuszczę. – szepnąłem cicho.
- Rozumiem kochanie, ale to zbyt niebezpieczne, żebyś szedł tam sam. Pozwól mi iść z Tobą albo weź Louisa albo Zayna. Kogokolwiek, byle żebyś nie szedł tam sam. To niebezpieczne miejsce. Na nokturnie zawsze wpadniesz w kłopoty, jeśli nie znasz odpowiednich ludzi. – ostrzegł mnie.
- Ech. Okej no to nie wiem. Zayn albo Lou? Któryś z nich zna tam kogoś czy coś? – zapytałem, poprawiając loki pod okryciem.
- Wiem, że Zayn ma tam jakichś znajomych, więc myślę, że mógłby Ci pomóc. – powiedział blondyn.
- A myślisz, że miałby dziś czas, tak po obiedzie? – zapytałem przyjaciela.
- Za chwilę będę się z nim widział, to mogę zapytać co i jak, ale z tego co wiem, to nie ma żadnych planów, no chyba, że robi coś z chłopakami, ale wątpię. Mówił, ze ostatnio coś się nie może z nimi dogadać.
- To jeśli miałby chwilę i miałby ochotę iść ze mną, to będę mu bardzo wdzięczny. Tymczasem muszę już iść, bo obiecałem Lily, tej z Huffelpuffu, że pomogę jej w czymś na zewnątrz. – westchnąłem i uściskałem przyjaciela, biorąc różdżkę, wychodząc z dormitorium i powoli kierowałem się do głównego wyjścia. Powoli wyjrzałem na zewnątrz. Zaczynał się grudzień, a na zewnątrz było już kilka centymetrów śniegu. Żwawym krokiem kierowałem się do bramy, skąd rozciągał się widok na jezioro, Zakazany Las i błonia, tak pięknie pokryte białym puchem.
- Harry. Już jesteś? – usłyszałem za sobą delikatny głos. Odwróciłem się i dostrzegłem uroczą szatynkę, ubraną w białą kurtkę z futerkiem, dużą puchatą czapkę, rękawiczki oraz szalik, a na nogach miała wysokie kozaczki.
- Hej Lily. – podszedłem, przytulając ją lekko. – Więc, co to za sprawa? – zapytałem.
- Profesor Sprout poprosiła mnie, żebym napełniła karmniki dla ptaków oraz sów i dlatego Cię poprosiłam, żebyś mi pomógł. To co Ty na to? – zapytała.
- Pewnie, że Ci pomogę. I tak na razie nie mam nic do roboty. – uśmiechnąłem się i wziąłem od niej reklamówkę, w której pewnie znajdowała się pszenica albo coś w tym stylu. Podchodziliśmy do drzew, gdzie przywieszone były karmniki i napełnialiśmy pojemniki pszenicą czy owsem lub jakąś paszą. Po zakończeniu tego, udaliśmy się do sowiarni.
- Jak Ci się układa z Lou? – zapytała nagle, zaskakując mnie totalnie. Skąd wiedziała, że ja z nim coś?
- Och.. skąd o tym wiesz? – zapytałem zdziwiony.
- Stan mi o tym wspominał.. gdy jeszcze byliśmy razem. – mruknęła, a jej twarz ewidentnie troszkę posmutniała.
- Zerwaliście? – zapytałem delikatnie, gdy napełnialiśmy koryta na jedzenia dla sów.
- Tak. Znaczy, ja zerwałam z nim. – wyjaśniła.
- Dlaczego? Jeśli mogę zapytać, oczywiście. – powiedziałem.
- Nie podoba mi się jego zachowanie. To jak traktuje innych. Dla mnie zawsze był wspaniały, ale ostatnio.. hm coś się ewidentnie zmieniło i już nie byłam dla niego tak ważna. Bardziej liczył się z kumplami, z tym co robili. Więc, cóż. Nie mam zamiaru być spychana na inny plan, więc.. zakończyłam to. – wyjaśniła, wzruszając jedynie ramionami.
- Och Lily. Przykro mi. – szepnąłem, patrząc na nią współczująco.
- Nie musi być. Wiem, że za nim nie przepadasz, mimo że coś kręcisz z Lou.
- Ale mimo wszystko, przykro mi, że coś takiego Cię spotkało. Nie zasłużyłaś na to, kochanie.– powiedziałem delikatnie.
- Cóż zrobić. Ale mniejsza z tym. Lepiej opowiedz mi co u ciebie? Jak z Lou? Wszystko między Wami w porządku? – zapytała.
- Hm niby tak, aczkolwiek ostatnio.. mało gadamy. Brak czasu i w ogóle. – mruknąłem. Przynajmniej sam próbowałem sobie tak tłumaczyć, to, iż z Lou nie rozmawialiśmy od zeszłej soboty. Może kilka razy cześć na korytarzu i na tym nasze konwersacje się kończyły. Nie miałem pojęcia co zrobiłem nie tak. Jednego natomiast byłem pewny. Muszę z nim pogadać. I to najlepiej jeszcze dziś. Gdy wrócę z Zaynem z Nokturna, porozmawiam z nim. Nienawidzę żyć w takiej niepewności. Czy zrobiłem coś źle? Czy o czymś zapomniałem? To nie jest normalne, by nagle przestać odzywać się do kogoś. Do cholery obciągnąłem mu, on mi, wydawało mi się, ze dzięki temu to co między nami jest powoli zacznie przypominać związek albo chociaż jego zalążek.
- Rozumiem. Ale jeśli mogę Ci coś doradzić, okej? – powiedziała.
- Pewnie. – skinąłem głową.
- Uważaj na niego. Wiem, że jesteś w nim zakochany, a miłość często sprawia, że patrzymy na wszystko zupełnie inaczej. Pomijamy tak oczywiste rzeczy. Mówię Ci to z doświadczenia. Uważaj na niego. Louis nigdy nie działa bezinteresownie. Tym bardziej, ze wcześniej byliście takimi wrogami. To wręcz niemożliwe, by ktoś tak zupełnie nagle zmienił o kimś mniemanie, zaczął go.. no wręcz lubić. Po prostu przyglądaj się mu uważniej, niż robiłeś to zazwyczaj. I nie mówię tylko o Lou. Obserwuj też swoich przyjaciół, uwierz mi, że takie osoby, często mają więcej do ukrycia, niż Ci się może wydawać. Obserwuj, a na pewno zauważysz coś dziwnego. – powiedziała i jak gdyby nigdy nic, ruszyła dalej, nasypując ziarno do pojemników, a ja stałem jak kompletny debil, nie mając pojęcia co powinienem teraz zrobić. Czy ona coś wie?
- Lily. Wiesz coś? – zapytałem, idąc za nią. Ona obejrzała się za siebie, patrząc mi prosto w oczy.
- Nawet jeśli bym wiedziała, wybacz, ale nie powiedziałabym. Ale mam również oczy i potrafię zauważyć bardzo dużo. Po prostu proszę Cię jako przyjaciela, żebyś uważał na siebie i zastanowił się pięć razy zanim zrobisz coś, czego nie będzie można już cofnąć. – uśmiechnęła się delikatnie i wyszła z sowiarni, zostawiając mnie z totalnym mętlikiem w głowie.
- Muszę ich znaleźć za wszelką cenę. Muszę, rozumiesz? Nie mogę tak po prostu o tym zapomnieć! To.. to zbyt ciężkie. Chcę wyjaśnienia. Gdzie byli przez ostatnie szesnaście lat mojego życia?! Dlaczego się mną nie interesują? Co zrobiłem nie tak? Będę ich szukał, aż znajdę, choćby to miało trwać nawet następnych kilka lat. Nie odpuszczę. – szepnąłem cicho.
- Rozumiem kochanie, ale to zbyt niebezpieczne, żebyś szedł tam sam. Pozwól mi iść z Tobą albo weź Louisa albo Zayna. Kogokolwiek, byle żebyś nie szedł tam sam. To niebezpieczne miejsce. Na nokturnie zawsze wpadniesz w kłopoty, jeśli nie znasz odpowiednich ludzi. – ostrzegł mnie.
- Ech. Okej no to nie wiem. Zayn albo Lou? Któryś z nich zna tam kogoś czy coś? – zapytałem, poprawiając loki pod okryciem.
- Wiem, że Zayn ma tam jakichś znajomych, więc myślę, że mógłby Ci pomóc. – powiedział blondyn.
- A myślisz, że miałby dziś czas, tak po obiedzie? – zapytałem przyjaciela.
- Za chwilę będę się z nim widział, to mogę zapytać co i jak, ale z tego co wiem, to nie ma żadnych planów, no chyba, że robi coś z chłopakami, ale wątpię. Mówił, ze ostatnio coś się nie może z nimi dogadać.
- To jeśli miałby chwilę i miałby ochotę iść ze mną, to będę mu bardzo wdzięczny. Tymczasem muszę już iść, bo obiecałem Lily, tej z Huffelpuffu, że pomogę jej w czymś na zewnątrz. – westchnąłem i uściskałem przyjaciela, biorąc różdżkę, wychodząc z dormitorium i powoli kierowałem się do głównego wyjścia. Powoli wyjrzałem na zewnątrz. Zaczynał się grudzień, a na zewnątrz było już kilka centymetrów śniegu. Żwawym krokiem kierowałem się do bramy, skąd rozciągał się widok na jezioro, Zakazany Las i błonia, tak pięknie pokryte białym puchem.
- Harry. Już jesteś? – usłyszałem za sobą delikatny głos. Odwróciłem się i dostrzegłem uroczą szatynkę, ubraną w białą kurtkę z futerkiem, dużą puchatą czapkę, rękawiczki oraz szalik, a na nogach miała wysokie kozaczki.
- Hej Lily. – podszedłem, przytulając ją lekko. – Więc, co to za sprawa? – zapytałem.
- Profesor Sprout poprosiła mnie, żebym napełniła karmniki dla ptaków oraz sów i dlatego Cię poprosiłam, żebyś mi pomógł. To co Ty na to? – zapytała.
- Pewnie, że Ci pomogę. I tak na razie nie mam nic do roboty. – uśmiechnąłem się i wziąłem od niej reklamówkę, w której pewnie znajdowała się pszenica albo coś w tym stylu. Podchodziliśmy do drzew, gdzie przywieszone były karmniki i napełnialiśmy pojemniki pszenicą czy owsem lub jakąś paszą. Po zakończeniu tego, udaliśmy się do sowiarni.
- Jak Ci się układa z Lou? – zapytała nagle, zaskakując mnie totalnie. Skąd wiedziała, że ja z nim coś?
- Och.. skąd o tym wiesz? – zapytałem zdziwiony.
- Stan mi o tym wspominał.. gdy jeszcze byliśmy razem. – mruknęła, a jej twarz ewidentnie troszkę posmutniała.
- Zerwaliście? – zapytałem delikatnie, gdy napełnialiśmy koryta na jedzenia dla sów.
- Tak. Znaczy, ja zerwałam z nim. – wyjaśniła.
- Dlaczego? Jeśli mogę zapytać, oczywiście. – powiedziałem.
- Nie podoba mi się jego zachowanie. To jak traktuje innych. Dla mnie zawsze był wspaniały, ale ostatnio.. hm coś się ewidentnie zmieniło i już nie byłam dla niego tak ważna. Bardziej liczył się z kumplami, z tym co robili. Więc, cóż. Nie mam zamiaru być spychana na inny plan, więc.. zakończyłam to. – wyjaśniła, wzruszając jedynie ramionami.
- Och Lily. Przykro mi. – szepnąłem, patrząc na nią współczująco.
- Nie musi być. Wiem, że za nim nie przepadasz, mimo że coś kręcisz z Lou.
- Ale mimo wszystko, przykro mi, że coś takiego Cię spotkało. Nie zasłużyłaś na to, kochanie.– powiedziałem delikatnie.
- Cóż zrobić. Ale mniejsza z tym. Lepiej opowiedz mi co u ciebie? Jak z Lou? Wszystko między Wami w porządku? – zapytała.
- Hm niby tak, aczkolwiek ostatnio.. mało gadamy. Brak czasu i w ogóle. – mruknąłem. Przynajmniej sam próbowałem sobie tak tłumaczyć, to, iż z Lou nie rozmawialiśmy od zeszłej soboty. Może kilka razy cześć na korytarzu i na tym nasze konwersacje się kończyły. Nie miałem pojęcia co zrobiłem nie tak. Jednego natomiast byłem pewny. Muszę z nim pogadać. I to najlepiej jeszcze dziś. Gdy wrócę z Zaynem z Nokturna, porozmawiam z nim. Nienawidzę żyć w takiej niepewności. Czy zrobiłem coś źle? Czy o czymś zapomniałem? To nie jest normalne, by nagle przestać odzywać się do kogoś. Do cholery obciągnąłem mu, on mi, wydawało mi się, ze dzięki temu to co między nami jest powoli zacznie przypominać związek albo chociaż jego zalążek.
- Rozumiem. Ale jeśli mogę Ci coś doradzić, okej? – powiedziała.
- Pewnie. – skinąłem głową.
- Uważaj na niego. Wiem, że jesteś w nim zakochany, a miłość często sprawia, że patrzymy na wszystko zupełnie inaczej. Pomijamy tak oczywiste rzeczy. Mówię Ci to z doświadczenia. Uważaj na niego. Louis nigdy nie działa bezinteresownie. Tym bardziej, ze wcześniej byliście takimi wrogami. To wręcz niemożliwe, by ktoś tak zupełnie nagle zmienił o kimś mniemanie, zaczął go.. no wręcz lubić. Po prostu przyglądaj się mu uważniej, niż robiłeś to zazwyczaj. I nie mówię tylko o Lou. Obserwuj też swoich przyjaciół, uwierz mi, że takie osoby, często mają więcej do ukrycia, niż Ci się może wydawać. Obserwuj, a na pewno zauważysz coś dziwnego. – powiedziała i jak gdyby nigdy nic, ruszyła dalej, nasypując ziarno do pojemników, a ja stałem jak kompletny debil, nie mając pojęcia co powinienem teraz zrobić. Czy ona coś wie?
- Lily. Wiesz coś? – zapytałem, idąc za nią. Ona obejrzała się za siebie, patrząc mi prosto w oczy.
- Nawet jeśli bym wiedziała, wybacz, ale nie powiedziałabym. Ale mam również oczy i potrafię zauważyć bardzo dużo. Po prostu proszę Cię jako przyjaciela, żebyś uważał na siebie i zastanowił się pięć razy zanim zrobisz coś, czego nie będzie można już cofnąć. – uśmiechnęła się delikatnie i wyszła z sowiarni, zostawiając mnie z totalnym mętlikiem w głowie.
***
- I rozmawiałeś z Zaynem? – zapytałem blond przyjaciela podczas obiadu w Wielkiej Sali.
- Tak. Zaraz po posiłku będzie na Ciebie czekał przed głównym wejściem i pójdzie razem z Tobą się tam rozglądnąć. – potwierdził, a ja skinąłem głową, uśmiechając się z ulgą. Naprawdę cieszyłem się, że jednak nie pójdę tam sam. Mimo wszystko trochę się tego przestraszyłem. Byłem tam może raz w całym swoim życiu, a Zayn może znał tam ludzi, którzy mogliby nam pomoc. Oby tak było. Po skończonym posiłku wyszedłem ze szkoły, rozmawiając cicho z Niallem. On oczywiście uparł się, żeby zaczekać ze mną na swojego chłopaka.
- I tak wiem, że po prostu chcesz go jeszcze raz zobaczyć. - zachichotałem czule.
- A dziwisz mi się? Taki idealny. -rozmarzył się. Pokręciłem głową ze śmiechem. Po chwili podszedł do nas mulat, przytulając blondyna od tyłu, całując go w szyje.
- Hej kochanie. - powiedział Niallowi do ucha i uśmiechnął się do mnie. - Gotowy?
- Gotowy. - skinąłem głową.
- Masz na niego uważać. On tylko jest wielki, a tak naprawdę jest słaby i bardzo kruchy. - powiedział Niall do swojego chłopaka, wskazując na mnie.
- Oj marudzisz - mruknąłem do niego. - Damy sobie razem rade. -uśmiechnąłem sie lekko.
- Pewnie, że damy. - dodał mulat i pocałował lekko Irlandczyka w usta. Wyglądali razem tak pięknie. Zupełny kontrast. On taki wytatuowany, mroczne spojrzenie, drapieżny wygląd, a Niall taki niewinny, grzeczny. A razem wyglądają tak idealnie. Jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają. Po chwili Ślizgon odsunął się od mojego przyjaciela i spojrzał na mnie.
- Chodźmy. – powiedział i ruszyliśmy wzdłuż zamku, po
czym weszliśmy do niego, jednym z tylnych wyjść.
- Gdzie idziemy? – zapytałem zdziwiony.
- Przejdziemy jednym z tajnych przejść i wyjdziemy w
Hogsment, a stamtąd prosto do Londynu i na Nokturna. – wyjaśnił i otworzył małe
drzwi, schowane za jednym w wielkich posągów. Wzruszyłem ramionami i posłusznie
wszedłem do środka, następnie zeszliśmy schodami w dół i szliśmy bardzo długim,
ciemnym korytarzem. Następnie schodami w górę i wyszliśmy w miasteczku. –
Teraz wejdziemy do jednej z Karczm i przeniesiemy się stamtąd prosto do
Londynu. – wyjaśnił mi mulat i skinął, bym szedł za nim. Obserwowałem go gdy
szedł przede mną. W zasadzie nie dziwię się Niallowi, że tak go zauroczył.
Wokół niego roztaczała się taka mroczna, ciemna aura. Był bardzo szczupły,
chyba aż za bardzo. Jego ciemne włosy jak zawsze były idealnie ułożone, ciemne
oczy otulone wachlarzem czarnych, gęstych rzęs. Cały ubrany był na czarno, tak
samo jak ja. Dżinsy przylegały do jego nóg, niczym druga skóra, czarny płaszcz
powiewał za nim, gdy szedł. Westchnąłem cicho. Cieszyłem się bardzo, że jemu i
mojemu przyjacielowi tak dobrze się układa. Niall zasługiwał na prawdziwe
szczęście jak nikt inny. Po chwili weszliśmy z mulatem do starego budynku. W
środku również wyglądał on podobnie jak z zewnątrz. Obdarte ściany, brudna
podłoga oraz porozrzucane krzesła i stoliki, szkło potłuczone.
- I co teraz? – zapytałem.
- Wejdziemy do pomieszczenia obok, a stamtąd przeniesiemy
się do Londynu. Chodź. Świstoklik czeka. – uśmiechnął się do mnie niepewnie i
weszliśmy do drugiego pomieszczenia. Wyglądało trochę lepiej, niż to
poprzednie, ale też do najczystszych nie należało. No cóż. Chłopak rozglądnął
się kilka razy po czym podszedł do jednej z szaf i wyciągnął z niej duży
pojemnik. – Podejdź. – skinął na mnie. Posłusznie wykonałem to o co
poprosił. W środku leżał mały przedmiot podobny do kamienia. – Na trzy. –
mruknął. – Raz, dwa.. trzy. – dotknęliśmy kamienia i po sekundzie poczułem
szarpnięcie w okolicach żołądka i już po chwili poczułem jak upadam na twarde
podłoże. Jęknąłem i z trudem podniosłem się, otrzepując płaszcz z kurzu. Mój
partner zrobił to samo i rozglądnęliśmy się po miejscu, w którym wylądowaliśmy.
Było to jakieś ciemne pomieszczenie, w którym trochę śmierdziało, ale nie
zwracałem na to w tamtej chwili uwagi.
- Gdzie jesteśmy? – zapytałem cicho.
- Opuszczony dom. – mruknął chłopak i wyglądnął lekko
przez okno. – Witaj na Nokturnie, Harry.
Starając
się cicho stąpać, wyszliśmy drzwiami, wprost na zatłoczoną uliczkę. To co
zobaczyłem, było lekko przerażające. Ludzie ubrani w obskurne szaty, brudni,
zaniedbani. To straszne, gdy zdajesz sobie sprawę, że wokół Ciebie żyją tacy
ludzie, a Ty nie możesz im pomóc. Nie jesteś w stanie tego zrobić.
- Pójdziemy do jednego z barów na końcu tej uliczki. –
szepnął mi Zayn do ucha. – Tam często przesiadują byli Śmierciożercy, więc jest
duże prawdopodobieństwo, że tam dowiemy się czegoś o Twoich rodzicach. –
wyszeptał, na co skinąłem głową i wsadziłem dłonie do kieszeni płaszcza, mając
blisko siebie różdżkę, na wypadek czegokolwiek. Idąc w dół ulicy ciągle ktoś o mnie zahaczał lub uderzał
w którąś z części ciała. Wiedziałem, że ludzie Ci nie robili tego specjalnie,
ale mimo wszystko było to trochę irytujące, jak i przerażające. Po chwili
jednak na szczęście znaleźliśmy się w miejscu do którego prowadził nas mulat. W
środku znajdowało się dosłownie kilka osób. Zajęliśmy więc miejsce w kącie, nie
chcąc rzucać się w oczy, a mieliśmy dobry punkt obserwacyjny na wejście i
pozostałą część lokalu, o ile oczywiście to miejsce można tak nazwać. Zayn
poszedł do baru by nam coś zamówić, a ja rozpiąłem trochę swój płaszcz i
przyglądałem się pozostałym osobą. Było to trzech mężczyzn w średnim wieku,
którzy popijali jakiś trunek. Po chwili mulat wrócił z dwoma kuflami czegoś co
przypominało piwo.
- Dzięki.
- Teraz musimy trochę poczekać. Za chwilę zacznie przybywać
ludzi. Zawsze tak jest popołudniami. – wyjaśnił.
- Często tutaj bywasz? – zapytałem.
- Kiedyś bywałem. Przychodziliśmy tutaj z weekendy z
chłopakami i graliśmy w karty na pieniądze. Bardzo łatwo jest ograć tych
pijaków. – szepnął do mnie z cichym śmiechem. Uśmiechnąłem się lekko.
- A teraz? Czemu już nie przychodzicie?
- Każdy jest zajęty. Szkołą, nauka. W moim przypadku
jeszcze Niall. Ciężko byłoby jeszcze znaleźć czas, żeby się tutaj szwędać. –
mruknął i upił łyk swojego napoju. Niepewnie podniosłem kufel do ust i
pociągnąłem łyk alkoholu, który okazał się być dość mocnym trunkiem. Poczułem
jak spływa mi w dół gardło, powodując palenie w przełyku. Mimo wszystko nie
byłem przyzwyczajony do picia mocnego alkoholu.
- A teraz Niall Ci nie pozwala? – zapytałem z cichym
śmiechem. Znałem swojego przyjaciela i mimo, iż lubił grać w karty, to wprost
nienawidził hazardu.
- Taak. Naill uświadomił mi co by się stało jakbym chciał
kontynuować moją przygodę z kartami. Dość dosadnie mi to wyjaśnił. – roześmiał
się mulat.
- Tak. Blondynek już taki jest. – westchnąłem. – Ale jest
kochany.
- To prawda. Taki mały pieszczoch. – parsknął mulat.
- Cóż zrobić. – chichotałem i upiłem kolejny łyk
alkoholu. Byłem zdziwiony tym, ze tak swobodnie prowadziłem rozmowę z mulatem.
Obawiałem się, że może być między nami krepująca cisza, a tymczasem taka luźna
rozmowa. Nagle jednak coś się zmieniło. Uśmiech zniknął z twarzy
chłopaka, a zastąpił go jedynie groźny wzrok. – Coś nie tak? – zapytałem
szeptem.
- Śmierciożercy. Właśnie weszli do pomieszczenia. –
powiedział, powoli pijąc ze swojego kufla. Zadrżałem na samą myśl o tym, że
przebywamy w jednym pomieszczeniu. – Siedź spokojnie i uśmiechaj się
nadal. Udawajmy, że prowadzimy normalną rozmowę. – powiedział, kątem okna
ciągle spoglądając w stronę baru.
- Myślisz, że akurat oni będą mogli coś wiedzieć? –
zapytałem.
- Tak. Oni na sto procent wiedzą kto wydał Pottera. Byli
prawą ręką Czarnego Pana. – wyszeptał i pił spokojnie swój alkohol.
- Skąd to wiesz? – zapytałem nieśmiało. Od dłuższej
chwili nurtowało mnie to pytanie. Skąd Zayn tyle wiedział?
- Cóż.. powiedzmy, że mam tam kogoś znajomego. – wyjaśnił
oględnie. Skinąłem głową, nie pytając o nic więcej. Jeśli chłopak będzie miał
ochotę, to sam mi powie. – Pójdę do baru po jeszcze coś i być może coś
podsłucham. – powiedział, po czym wstał, poklepał mnie po ramieniu i podszedł
do lady, zamawiając coś. Powoli rozglądnąłem się po lokalu i mój wzrok przykuli
mężczyźni przy stoliku w kącie. Obserwowali mnie. Zauważyłem to, ponieważ gdy
tylko spojrzałem na nich, ich wzrok powędrował gdzie indziej. Spiąłem się lekko
w sobie, ale starałem się powstrzymać od jakichś gwałtownych ruchów typu wstać
i uciec jak najszybciej. Powoli piłem ze swojego kufla i z zainteresowaniem
obserwowałem Zayna, który teoretycznie miał coś kupić, ale widziałem jak
dyskretnie zbliża się do byłych Śmierciożerców, chcąc dowiedzieć się jak
najwięcej. Po dłuższej chwili z dodatkową szklanką wrócił do stolika,
uśmiechając się szeroko, ale już wiedziałem, że jest sztuczny. Gdy już zajął
miejsce obok mnie, odczekałem moment i nachyliłem się w jego stronę, szepcząc.
- I co? - mulat spojrzał na mnie i odszepnął.
- Wypijemy to, wyjdziemy i w drodze do zamku Ci powiem. -
na jego słowa skinąłem jedynie głową.
***
- Ale to pewne? - zapytałem, czując jak mój żołądek
zaciska się na te myśl.
- Tak mówili. Że ponoć w lutym mają tutaj wrócić. Że mają
jakąś sprawę do załatwienia na Nokturnie i na początku drugiego miesiąca roku
będzie można ich spotkać w tej okolicy. - wyjaśnił Zayn.
- Czyli.. będę miał szansę zobaczyć swoich rodziców. -
szepnąłem, zatrzymując się z wrażenia. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem.
- Wygląda na to, że tak. Tylko tyle udało mi
się wyłapać z ich rozmowy. Nie poruszali tematu Pottera, tylko mówili, ze
Stylesowie mają się pojawić właśnie tutaj w przyszłym roku. - westchnąłem,
słysząc to i zastanawiałem się jak będzie wyglądać nasze spotkanie. O ile uda
mi się ich spotkać. Bardzo chciałbym ich zobaczyć. Bardzo. Po chwili wróciliśmy
do szkoły. Zayn odprowadził mnie pod nasz pokój wspólny, gdzie czekał na nas
Niall. – Dzięki za wszystko. – uściskałem go delikatnie.
- Nie ma za co. Cieszę się, że mogłem pomóc. – powiedział
i pogładził moje plecy. – Wszystko będzie w porządku, zobaczysz.
- Musi być. – uśmiechnąłem się lekko.
- Musi. A jak między Tobą i Lou? – zapytał.
- Okej – uśmiechnąłem się.
- To dobrze. Ale
mimo wszystko.. uważaj Harry. – po tych słowach, podszedł do blondyna, witając
się z nim długim całusem. Zachichotałem cicho i ominąłem ich, idąc do
dormitorium. Zdjąłem ubranie i wziąłem piżamę, po czym poszedłem do łazienki
pod prysznic. Dość długo stałem pod natryskiem, myśląc o całej tej sytuacji.
Nie wiedziałem co się dzieje. Jak reagować na to wszystko? Czy naprawdę mam
szansę poznać swoich rodziców? To wydaje się być takie nierealne. Takie
niemożliwe. Po takim długim okresie czasu. Po praktycznie 16 latach życia mogę
ich poznać. Jak zareagują gdy mnie zobaczą? Czy w ogóle mnie poznają? Na pewno
nie. Przecież nigdy mnie nie widzieli. Skąd mieliby wiedzieć jak wyglądam? W
końcu wyszedłem i wytarłem się szybko, ubierając bieliznę, koszulkę i dresy.
Ogarnąłem po sobie łazienkę i wróciłem do sypialni. Upewniłem, że wszystko
gotowe na jutrzejsze lekcje i usiadłem na łóżku, biorąc książkę do eliksirów.
Przez chwilę czytałem ostatnią lekcje, gdy nagle do pokoju wpadł blondyn oraz
Taylor.
- Coś się stało? - zapytałem, spoglądając na nich.
- Opowiadaj. Chcemy wszystko wiedzieć. - zażądała
dziewczyna, siadając na łóżku blondyna po turecku.
- Zayn Wam nie powiedział? - zapytałem zdziwiony. Byłem
niemal pewny, że blondyn już o wszystkim wie.
- Nie. Powiedział, że to nie jest jego sprawa i, że jeśli
będziesz chciał to sam nam powiesz. - wyjaśnił jego chłopak. Skinąłem jedynie
głową i zacząłem im opowiadać wszystko od momentu opuszczenia szkoły, aż do
powrotu w jej mury.
- I jak się czujesz po tym wszystkim? - zapytała Swift.
- Zastanawiam się jak to będzie gdy ich spotkam. -
wyznałem cicho. - Jednak nigdy się nie spotkaliśmy, a tu nagle wiesz. Takie
zaskoczenie. - wyjaśniłem.
- Rozumiem. – skinęła głową dziewczyna. – ale nie
denerwuj się na zapas. Jeszcze trochę czasu zanim to wszystko się zdarzy. –
pogładziła moje ramie.
- Wiem. A teraz wybaczcie, ale marze o zaśnięciu, więc. – uśmiechnąłem się delikatnie i opadłem na poduszki.
- Spij dobrze. – dziewczyna pocałowała mnie w czoło i
wyszła z naszej sypialni, życząc nam dobrej nocy.
- Dobranoc Hazz. – szepnął Niall i po chwili już spałem.
Gdy obudziłem się kolejnego
dnia, pierwsze co dostrzegłem to promienie słońca, które wkradały się do mojej
sypialni przez nie zasunięte zasłony. Spojrzałem na łóżko obok i zauważyłem
brak mojego irlandzkiego przyjaciela. Widocznie dziś wstał wcześniej. Podniosłem
się i przeciągnąłem, ziewając krótko. Słońce
sprawiało, że śnieg pięknie skrzył się. Czułem się naprawdę wyśmienicie, będąc
w cudownym humorze. Wziąłem białą koszulkę oraz dżinsy i poszedłem wziąć szybki
prysznic. Następnie ubrałem się, założyłem buty, narzuciłem na siebie szatę i z
uśmiechem opuściłem sypialnie, kierując się do Wielkiej Sali na śniadanie. Sam nie
wiedziałem co jest przyczyną mojego uśmiechu oraz tego, że idąc nuciłem sobie
coś pod nosem. Moją uwagę przykuł Zayn. Wyszedł
z jadalni, po czym rozglądnął się, jakby upewniając się, czy nikt go nie
obserwuje i szybkim krokiem skierował się w stronę męskiej łazienki. Cos mnie
tknęło w środku. Iść za nim czy nie? A jeśli chodzi o Nialla? Może on coś przed
nim ukrywa? Ewidentnie nie chciał by ktoś go widział. Nie zastanawiając się
wiele, ruszyłem za nim. Miałem jednak nadzieję, ze moja podświadomość po prostu
sobie ze mnie kpi i na niczym złym nie przyłapie chłopaka, po czym będę mógł
spokojnie wrócić na śniadanie, a po nim znajdę Lou, żeby mu opowiedzieć o
wszystkim. Zatrzymałem się za rogiem, obserwując, gdzie chłopak wszedł. Drzwi od
męskiej toalety trząsnęły za nim więc po cichu podszedłem do nich i wślizgnąłem
się do środka.
- Masz z tym
skończyć! – usłyszałem groźny ton mulata.
- Niby z czym? –
odpowiedział mu drugi dobrze znany mi głos. Zaraz, zaraz.. Louis?
- Z tym
pieprzonym zakładem! Nie możesz tego dalej ciągnąć! Jego przyjaciele wiedzą o
tym. Zbytnio się nie kryłeś wczoraj, jak nas nie było w zamku z oblewaniem
przedwczesnego zwycięstwa.
- A co Cię to
obchodzi? Jestem już o milimetry przed tym jak pójdzie ze mną do łóżka, a wtedy
kasa moja. – roześmiał się głośno Tomlinson, a mi serce stanęło. Louis się z kimś
innym spotyka? I ma zamiar się z nim przespać dla zakładu? Co do cholery?
- Nie rób tego! On
teraz potrzebuje wsparcia po tym czego się ostatnio dowiedział, po tym co
przeżył, a nie kolejnego powodu do zmartwień! Nie traktuj go tak. – warknął mulat.
- Oj poradzi
sobie. Chyba nie jest tak naiwny i nie wierzy w te wszystkie ckliwe wyznania
jakie mu mówię. Proszę Cię, nawet Styles nie jest tak głupi. – na jego słowa
poczułem jak robi mi się słabo, a wszystko wokół mnie wiruje. On.. on się o mnie.. założył. Nie kocha mnie. On
mnie nie kocha. – to jedyna myśl jaka pojawiła się w tej chwili w mojej głowie.
O mój boże. Czułem jak wszystko zaczyna wirować i po chwili otoczyła mnie
jedynie ciemność.
___________________________________________________________________________
NIESPODZIANKA! Witam Was kochani! Oto rozdział ukazuje się wcześniej. Miałam go napisanego, więc stwierdziłam, że czemu miałabym Wam nie pokazać jak Was baaaardzo kocham i nie wstawić na święta? Tadaaa <3 Jak Wam się podoba? Bo mi bardzo x a zdecydowanie bardzo rzadko jestem zadowolona czegoś co sama napisze xD Tak więc komentujcie, polecajcie i w ogóle! Do końca zostało dwa rozdziały + epilog i pożegnamy się z przygodami naszych chłopców w murach Hogwartu. Zróbcie mi taką niespodziankę i starajcie się skomentować wszyscy, którzy przeczytali! Baaaardzo ładnie Was proszę! A teraz kolejna ważna rzecz do ogłoszenia! Co do nowego opowiadania. Zapraszam tutaj: http://touch-styles.blogspot.com/ ! Pojawiła się tam pierwsza notka i zależy mi, byście ją przeczytali w całości! Serdecznie Was tam zapraszam!
A teraz już tak bardziej świątecznie. Pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia! Zdrowych, pogodnych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia! Rodzinnej atmosfery, radości, pogody ducha, uśmiechu na co dzień. Abyście na swej drodze spotykali samych dobrych ludzi, byście nigdy nie doświadczali bólu, cierpienia. Życzę Wam, żeby spełniły się Wasze marzenia, nawet najskrytsze! Życzę Wam, byście spotkali swoich idoli i mogli powiedzieć im ile dla Was znaczą! Życzę nam wszystkim, żeby te debile (nasi kochani chłopcy z One Direction < 33 ) w końcu ogarnęli tyłki i przyjechali dać tutaj u nas koncert! W końcu mają tutaj najlepszych fanów na świecie! A wtedy my będziemy stać pod samą sceną i będziemy krzyczeć, płakać i wszystko inne. Więc jeszcze raz Wesołych Świąt! <3 Kocham Was bardzo mocno, kochani! *.*
PS: Życzeń na nowy rok nie składam, bo mam w planach pojawić się z kolejnym rozdziałem jeszcze przed sylwestrem lub w sylwestra *.*