niedziela, 26 października 2014

VII. I need a little loving tonight, Hold me so I'm not falling apart...

      Kilka metrów ode mnie o drzewo stał oparty Louis. I nie było by w tym zupełnie nic  dziwnego, gdyby nie jakiś koleś przylegający do niego i ssący jego usta. Poczułem, że tracę grunt pod nogami. Szybko złapałem się jednego z pni, by nie upaść. Jak.. jak mógł mi to zrobić? Po tym wszystkim? Czyli to co mówił to były zwykłe kłamstwa? Czyli nie zależy mu na mnie. Byłem zwykłą zabawką? Ale jak? A ja mu uwierzyłem! Zaufałem, mimo, że wszystko mówiło nie! A on tak po prostu się mną pobawił, a teraz znalazł kolejnego naiwnego! Jak można być tak fałszywym! Poczułem jak moje oczy zaczynają robić się wilgotne. Nie, nie! Nie tutaj. Otarłem policzek i zacząłem przedzierać się między drzewami do zamku. Łatwiejsza droga wiodła wzdłuż brzegu jeziora, ale nie chciałem spotkać przyjaciół. Biegiem skierowałem się na trzecie piętro i ukryłem w Pokoju Życzeń, który na moją potrzebę zamienił się w pokój czy sypialnie. Opadłem na jeden z foteli i rozpłakałem się. Jak mógł mi to zrobić? Po tym wszystkim? Po jego zapewnieniach? No jak?! Gdy zobaczyłem ich tam, całujących się, to poczułem jakby ktoś wyrwał mi serce, rzucił nim o podłogę i podeptał. Jak można być tak nieczułym, fałszywym, a jednocześnie tak dobrym aktorem? Może aktorzy właśnie tym się cechują? Tym, że nie mają uczuć? Tym, że każde uczucie, które widzimy przy ich grze to tylko i wyłącznie złudzenia? Pociągnąłem nosem i nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.
    Obudziłem się jakiś czas później. Przeciągnąłem się i spojrzałem na zegarek ścienny. Już tak późno? Zaraz cisza nocna. Wstałem i powoli wyszedłem z Pokoju Życzeń. Na szczęście nikogo nie było na korytarzu, więc udało się bez kłopotliwych pytań. Powoli zszedłem na pierwsze piętro i kierowałem się w stronę obrazu Grubej Damy. Wychodząc zza rogu dostrzegłem Louisa z kolegami. Natychmiast zatrzymałem się i biegiem ruszyłem w drugą stronę, szybko docierając do Pokoju Wspólnego. Niepostrzeżenie dostałem się do swojej sypialni, wziąłem szybki prysznic, korzystając z nieobecności Nialla i poszedłem do łóżka. Zasłoniłem kotary wokół niego i opadłem na poduszki. Wtuliłem się w nie i rozpłakałem się. Czeka mnie długa noc...


***

     Kilka kolejnych dni było strasznych. Wstawałem, ogarniałem się, jadłem coś, szedłem na lekcje, później do Pokoju Życzeń lub biblioteki i tam robiłem zadania, próbowałem się uczyć, następnie kolacja, później kąpiel, gdzie wypłakuje morze łez, a następnie zmęczony, zasypiam. I tak wygląda każdy, kolejny dzień. Przyjaciele udają, że nie widzą co się dzieje. A może po prostu przestałem ich obchodzić? Nie zapytali nawet co mi jest, co się stało. Nic. Po prostu mnie ignorowali. Było mi z tym naprawdę ciężko. W takiej chwili właśnie ich potrzebowałem. Rozmowy, pocieszenia, a nawet zwykłego uśmiechu z ich strony. Niestety Taylor cały czas spędzała ze swoim nowym chłopakiem, Liamem. Niall był bardzo zaaferowany znajomością z Jake'iem. Ciągle razem siedzieli, rozmawiali, śmiali się. Nie miałem im tego za złe. Bardzo się cieszyłem, że w końcu znaleźli swoje szczęście, ale czy nie mogli by choć na pięć minut odłożyć tego wszystkiego na dalszy plan i chociaż na mnie spojrzeć? Widocznie nie. Była właśnie pora obiadowa, ale jak zwykle zrezygnowałem z posiłku i udałem się do biblioteki, by poszukać odpowiedniej książki do zadania z zaklęć. Kręciłem się między regałami i w końcu znalazłem odpowiednią. Usiadłem przy jednym ze stolików i zająłem się lekcjami. 
- Harry? - usłyszałem nagle za sobą.  Westchnąłem w duchu i powoli sie odwróciłem. 
-  O hej Jake. - mruknąłem i spojrzałem na niego krótko, wracając do pisania. 
- Co u Ciebie słychać? Rzadko Cię ostatnio widuję. Tylko na lekcjach. - powiedział i usiadł obok mnie. 
- Jestem zajęty i uczę się. No wiesz. - mruknąłem. 
- Rozumiem. A może masz ochotę w weekend skoczyć ze mną i Niallem do Trzech Mioteł?
- Zobaczymy. Jeszcze trochę czasu. - mruknąłem wymijająco. Na pewno nigdzie nie pójdę. Nie mam ochoty na żadne wycieczki do pubów. 
- No. To się zgadamy jeszcze. - powiedział chłopak i odszedł. Westchnąłem cicho. Super. Jeszcze stałem sie opryskliwy. Pokręciłem głową i wróciłem do odrabiania zadań. Nim się obejrzałem zastał mnie wieczór. Zwinąłem swoje rzeczy i ruszyłem w stronę Pokoju Wspólnego, starając się nie zostać zauważonym przez nikogo znajomego. Niepostrzeżenie przedostałem się do sypialni i wziąłem szybki prysznic, po czym padłem na łóżko i zasnąłem. 

***

 Właśnie skończyłem eliksiry i kierowałem się do dormitorium, by móc spokojnie odrobić pracę domową. Dziś pan profesor jak zwykle dał nam popalić. Ale u niego to normalne. Nie mogło by być lekcji gdyby nie opieprzył kogoś z góry na dół, a następnie odebrał punkty. I na kogo trafiło? Oczywiście na Gryffindor. Dom który zawsze był wszystkiego winny. Czasem miałem ochotę wstać i mu wykrzyczeć to co myślę o tym jego pieprzonym uprzedzeniu do nas. To naprawdę nie było fair wobec nas. Właśnie wchodziłem na odpowiednie piętro, gdy ktoś nagle wpadł na mnie z wielkim impetem, powodując, że wypadły mi książki. Jęknąłem cicho i schyliłem się zbierając je szybko, po czym uniosłem się i cudem udało mi się utrzymać je, by nie wyleciały po raz kolejny. Przede mną stał Louis, zbierając swoje notatki. Właśnie podniósł się do góry i spojrzał na mnie, a ja spanikowałem.
- Przepraszam. – szepnąłem cicho, wyminąłem go i wręcz biegiem skierowałem się do swojej sypialni, zamykając się w niej. Oddychałem szybko, dłonie mi drżały, nie umiałem powstrzymać reakcji swego ciała. To wszystko jest jakieś nienormalne. Nie chcę tak żyć, tak się zachowywać. Ciągłe uciekanie przed nim, ciągłe odwlekanie stanięcia twarzą w twarz. Ale wiem dobrze, że gdybym popatrzył mu w oczy, rozkleiłbym się i rozpłakał, a nie mogę sobie na to pozwolić. Potrząsnąłem głowa i usiadłem przy biurku, zabierając się za odrabianie lekcji, których miałem dość dużo na jutro. Nim się spostrzegłem zrobił się wieczór, a do komnaty wbiegł Niall, śmiejąc się głośno.
- Och. Hej Harry. – powiedział ewidentnie zdziwiony moim widokiem. No tak, przecież jego ostatnio ciągle nie ma gdy jestem ja.
- Hej. – powiedziałem cicho i poskładałem książki, pakując potrzebne rzeczy do torby, po czym położyłem ją obok biurka. Wstałem i wziąłem piżamę, po czym udałem się pod prysznic. Powstrzymywałem się od płaczu. Dlaczego on już nie traktuje mnie jak przyjaciela? Czy teraz ciągle będzie mnie pomijał? Nie chce tak. Jest moim przyjacielem tak długo, a poświęca czas, który moglibyśmy spędzić razem Jake’owi, Taylor zajęta jest swoim związkiem z Liamem, a Louis.. Nie, Louis się nie liczy.
- I kogo Ty oszukujesz Harry? Przecież wiesz, że liczy się najbardziej. – jęknąłem sam do siebie, po czym dokończyłem toaletę i ubrany wszedłem do sypialni, która była pusta. – No tak. Standard. – mruknąłem sam do siebie, po czym położyłem się na łóżku, zasłaniając wcześniej kotary i wtuliłem twarz w poduszkę, pozwalając spłynąć kilku łzom, ewentualnie kilkunastu, po czym zasnąłem.

***

Gdy obudziłem się następnego dnia rano, czułem, że zdarzy się coś złego. Nie wiedziałem co, ale czułem to w swoim ciele. Jak zwykle wziąłem prysznic, ogarnąłem trochę swoje wiecznie żyjące swym życiem włosy, obwiązując je bandamą, ubrałem się w szatę i zszedłem na śniadanie. Ostatnimi czasy siadałam zazwyczaj na końcu stołu, nie chcąc się zbytnio rzucać w oczy. Nie chciałem, by Louis mnie zauważał. Nie miałem ochoty spotkać go, rozmawiać czy coś. Nie. Jeszcze nie teraz. To za wcześnie. Nie dałbym rady. Spokojnie zjadłem śniadanie, przeglądając nowego Proroka, gdy nagle ktoś poklepał mnie w ramie. Z cichym piskiem odwróciłem się i dostrzegłem panią Dyrektor.
- Och. Dzień dobry. Mogę w czymś pomóc pani profesor? – zapytałem, przełykając jedzenie.
- Mogę Cię na moment prosić do gabinetu? Mam ważną sprawę. – powiedziała, na co skinąłem głową i wyszliśmy z Wielkiej Sali, kierując się na piętro do jej gabinetu.
- Czy coś się stało?  - zapytałem niepewnie, zajmując jedno z krzeseł przy biurku.
- Cóż. Myślę, że tak. - powiedziała cicho. - Dostałam dziś wiadomość, że Twoja babcia jest ciężko chora. - powiedziała, a ja zamarłem.
- Co?! Co jej jest?  - zapytałem przerażony. 
- Cóż, zapadła na jakąś mugolską chorobę.  Ma gorączkę, ciągły kaszel. Gdy tylko się dowiedziałam, oczywiście pojawiłam się u niej i zaprosiłam ją tutaj, przecież nasza pielęgniarka mogłaby pomóc, ale cóż. Znasz swoją babcie, prawda? Wiesz jaka jest uparta. I tak pomyślałam, że może po prostu tu byś do niej wyjechał? Zostałbyś z nią przez kilka dni, dopóki nie poczuje się lepiej. Co ty na to? – zapytała pani profesor.
- To oczywiste, że tak. Proszę mi dać pięć minut, spakuje się i jestem z powrotem. Sowę mogę zostawić, prawda? – zapytałem, wstając.
- Tak, oczywiście. To uciekaj po rzeczy i spotkamy się za piętnaście minut pod głównym wyjściem. – powiedziała nauczycielka, posyłając mi lekki uśmiech, co było bardzo rzadkie w jej przypadku, po czym wybiegłem z gabinetu. Szybko znalazłem się w swoim dormitorium, złapałem za plecak i wrzuciłem najpotrzebniejsze ubrania oraz kilka podręczników, by nie narobić sobie zaległości, po czym zostawiłem szatę szkolną w szafie i przebrałem się w czarne rurki oraz kremowy sweter, założyłem trampki i szybko skierowałem się do wyjścia. Tam już czekała na mnie pani dyrektor. – Jesteś gotowy? – zapytała, gdy podbiegłem do niej.
- Tak, tak. – wysapałem.
-Hagrid Cię odprowadzi na pociąg. – powiedziała. – Czy mam powiadomić Twoich przyjaciół? – zapytała.
- Nie. Niech pani nikomu nic nie mówi, bardzo proszę. – wyszeptałem. Nie chciałem by ktoś do mnie pisał. Ten wyjazd daje mi perspektywę na chwilę oddechu, będę miał czas by pomyśleć o wszystkim.
- Dobrze. Jak sobie życzysz. Oczywiście usprawiedliwię Cię z nieobecności, ale bardzo proszę byś chociaż trochę poczytał podręczniki, żebyś nie miał zbyt wielkich zaległości.
- Dobrze, oczywiście. Do widzenia. – pożegnałem się i pobiegłem w stronę chatki Hagrida. Po kilku minutach stanąłem pod jego drzwiami i zapukałem głośno.
- Już idę. - usłyszałem jego stłumiony głos i po chwili otworzył je z trzaskiem. - Ach Harry. Daj mi sekundkę, cholibka. - mruknął i na moment zniknął w domku, po czym wyszedł i ruszył w stronę zakazanego lasu.
- Gdzie idziemy? - zapytałem.
- Tutaj niedaleko czeka świstoklik. Będzie dużo szybciej niż pociągiem. - wyjaśnił, a ja skinąłem głową. Miał rację. Już po chwili wylądowałem na polanie, niedaleko domu babci. - Dasz sobie już radę, prawda? - zapytał półolbrzym.
- Tak. Dzięki Hagrid. - uśmiechnąłem się i pobiegłem w stronę posiadłości mojej babci. Przeszedłem przez cały ogródek i wyciągnąłem klucze z kieszeni, otwierając nimi drzwi wejściowe. -Babciu? - zawołałem, rzucając plecak w przedpokoju i wszedłem dalej.
- Harry? - usłyszałem zdziwiony głos, dobiegający z salonu. Szybkim krokiem wszedłem tam i dostrzegłem staruszkę, leżąca na kanapie, owiniętą w koc, z czerwonymi wypiekami na policzkach. Uklęknąłem koło sofy i złapałem ją za dłoń.
- Jak się czujesz, kochana? - zapytałem delikatnie i gładziłem jej suchą skórę.
- Coraz lepiej. - skłamała, widziałem to po jej zmęczonym spojrzeniu. - Ale co Ty tutaj robisz wnusiu? Nie powinieneś być w szkole? - zapytała.
- Pani dyrektor pozwoliła mi Cię odwiedzić i wrócić w przyszły poniedziałek. Zna naszą sytuacje i wie, że nie masz nikogo poza mną, więc sama zaproponowała mi taki układ. A teraz słucham. Czego Ci potrzeba? Iść na zakupy, ugotować Ci coś? - pytałem, posyłając jej czuły uśmiech. Kobieta zachichotała i pogłaskała mnie po policzku.
- Oj kochany. Zakupy by się przydały, bo w lodówce niewiele już zostało. - powiedziała, a ja skinąłem głową.
- Już się robi, babciu.
- Pieniądze są w kuchni, w tej szafce co zawsze. - poinstruowała mnie. Wszedłem do wskazanego pomieszczenia i zagotowałem wodę na herbatę, po czym zaniosłem ją do salonu i postawiłem na stoliku, złapałem pieniądze i wyszedłem z domu, idąc do pobliskiego sklepu spożywczego. Kupiłem wszystko co potrzebne było do przygotowania normalnego posiłku, po czym w ukryciu zmniejszyłem zakupy, chowając je do kieszeni i powoli wróciłem do domu. Cieszyłem się po części, że ta choroba wypadła akurat teraz. Mogłem spokojnie usiąść i zastanowić się co dalej. Bo szczerze? Nie miałem pojęcia co zrobić w tej sytuacji. Porozmawiać z nim czy po prostu sobie to wszystko odpuścić. Może po prostu to nie on jest mi pisany i kiedyś będę szczęśliwy z kim innym. Pokręciłem głową, otwierając bramkę i wszedłem na ogród, dostrzegając Maddy. 
- Kici, kici. - zamruczałem cicho i powoli podszedłem do kotki, biorąc ją na ręce. - Hej mała. Co u Ciebie? - zamruczałem do niej, drapiąc ją za uszkiem. Kotka zamruczała cicho i łasiła się do mnie. Otworzyłem drzwi i powoli wszedłem do środka. - Wróciłem. - powiedziałem głośno i skierowałem się do kuchni, powiększając zakupu i rozpakowałem je, po czym nalałem Maddy mleka do miseczki i postawiłem na podłodze. Zaglądnąłem do salonu i zauważyłem, że babcia zasnęła, więc ściszyłem telewizor, poprawiłem jej koc i przymknąłem drzwi, udając się do kuchni. Większość dnia spędziłem na gotowaniu. Zrobiłem rosół, upiekłem ciasteczka i posprzątałem pomieszczenie. Nie mogłem usiedzieć na miejscu. Czułem, że coś mnie roznosi. Dość często łapałem się na zastanawianiu, czy moi przyjacie.. czy Niall, Tay myślą o mnie. Czy zauważyli, że mnie nie ma. Pewnie nie. W końcu teraz są osoby ważniejsze ode mnie. Liam czy Jake. Louis pewnie zajęty swoim nowym chłopakiem.. Na samą myśl o tym, że ma teraz kogoś nowego, innego, moje serce ścisnęło się z bólu. Jak w tak krótkim czasie mogłem się do niego przyzwyczaić? No jak? Wziąłem swoją nierozpakowaną jeszcze torbę i zaniosłem do mojej starej sypialni. Wszystko było tak jak to zostawiłem. Wyjąłem ubrania i ułożyłem w szafie, natomiast do rąk chwyciłem podręcznik do transmutacji i zacząłem czytać jeden z rozdziałów. Nim się obejrzałem nastał wieczór. Cichutko zszedłem na dół i zaglądnąłem do salonu. Babcia nadal spała. Poszedłem do kuchni i odgrzałem jej rosół, po czym nalałem do kubka i delikatnie potrząsnąłem jej ramieniem, chcąc by się zbudziła.
- Och. Co się dzieje? – zapytała, powoli otwierając oczy.
- Ugotowałem zupę. Masz. – podałem jej kubek, po czym poprawiłem poduszki, by było jej wygodnie. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i podziękowała skinieniem głowy. Pogłośniłem dźwięk w telewizorze i wróciłem do kuchni, by samemu coś zjeść. Skończyło się na zwykłych kanapkach i herbacie. Po wszystkim umyłem po sobie i wróciłem do staruszki, zajmując jeden z foteli.
- Opowiadaj kochany. Jak w szkole? Wszystko w porządku? Nie masz żadnych problemów? – zapytała.
- Ależ nie. Wszystko jest okej. Dużo nauki, ale to wiadome. Mam teraz tylko kilka przedmiotów, więc mam dużo czasu na uczenie się.
- A co słychać u Nialla i Tay? – gdy wspomniała ich imiona, poczułem jak w moim wnętrzu coś się skręciło. Bolała mnie nawet sama myśl o nich.
- Em. Chyba wszystko w porządku. – mruknąłem cicho.
- Co się stało Harry? I nie mów mi, ze nic. Widzę po tobie. Jesteś jakiś nie swój. Pokłóciliście się? – zapytała i przywołała mnie dłonią. Usiadłem obok niej i westchnąłem głośno.
- Nie wiem od czego zacząć. – wyszeptałem, bliski płaczu.
- Od początku wnusiu. – powiedziała czule i pogładziła mnie po dłoni. Wziąłem głęboki oddech i opowiedziałem jej wszystko od początku. O całej tej znajomości z Louisem, o tym jak traktowaliśmy się wcześniej, co się zmieniło. Jak zmieniły się nasze relacje. Nie musiałem się bać reakcji babci. Wiedziała o mojej seksualności. Następnie powiedziałem jej o zachowaniu swoich przyjaciół. O tym jak się nie odzywają, że wszystko jest ważniejsze ode mnie.
- A wiesz co jest najgorsze? – wyszeptałem ze łzami. – Że właśnie w tej chwili powinni być przy mnie. Jako przyjaciele, powinni mi z tym pomóc. Czy nie po to ma się właśnie przyjaciół? By byli dla nas ostoją i zawsze nam pomagali? A oni po porostu mają mnie gdzieś. To tak boli. Co ja mam zrobić? Nie chce nagle stracić wszystkich. Przez ostatni tydzień czułem się jak jakiś trędowaty. Nawet na mnie nie patrzyli. Ciągle ważniejszy był Liam i Jake. A co ze mną? Czy oni już nie chcą się ze mną przyjaźnić? Co zrobiłem nie tak, babciu? – zapytałem łamiącym się głosem. poczułem jak kobieta przytula mnie do siebie.
- To nie tak. Owszem ich zachowanie jest bardzo przykre, ale myślę, że oni po prostu sami się w tym pogubili. Może pomyśleli, że skoro sam nie zabiegasz o kontakt, to chcesz od nich odpocząć. Może tak po prostu nie chcieli się narzucać. Powinieneś z nimi porozmawiać. Wyjaśnić im.
- Powinni zauważyć to jak się czułem, wyglądałem. Nie powiedzą mi, że tego nie było widać. Jestem pewien, ze Niall nie raz słyszał jak płakałem w poduszkę, ale ani raz nie zapytał czy wszystko okej. Mają mnie gdzieś.
- Na pewno nie. Kochają Cię. Jestem pewna, że tak jest. Gdy tylko wrócisz do szkoły powinniście porozmawiać i zobaczysz, że wszystko się wyjaśni. – pocieszyła mnie.
- Może masz i rację. – westchnąłem cicho.
- Zawsze ją mam, nie pamiętasz? – zachichotała.
- Oj babciu.
- A co do tego chłopaka. Zachował się strasznie, ale z nim też powinieneś porozmawiać. Nie wyjaśnione konflikty narastają i później robią się z tego niepotrzebne kłótnie. Porozmawiaj z nim. Zobacz co ma Ci do powiedzenia i dopiero wtedy zdecyduj, czy chcesz to ciągnąć, czy może masz już dość. – powiedziała.
- Dziękuję. – wyszeptałem cicho.
***
            W niedziele, gdy kobieta była już w pełni sił, postanowiłem wrócić do szkoły.
- Na pewno dasz sobie radę? – zapytałem babcie po raz setny.
- Na pewno Harry. Nie jestem dzieckiem. Pytanie jest, czy Ty sobie poradzisz? – zapytała, poprawiając mi kołnierzyk koszuli.
- Dam sobie radę. – skinąłem głową.
- Gdy tylko sprawy się wyjaśnią napisz mi list i wszystko opowiedz. – poprosiła.
- Oczywiście. Kocham Cię babciu i uważaj na siebie. – poprosiłem, po czym musnąłem jej policzek, wziąłem torbę na ramię, do kieszeni wsunąłem różdżkę i wyszedłem z domu, kierując się na polanę, gdzie czekał już Hagrid.
- I jak tam Harry? W porządku? – zapytał, ściskają mnie lekko.
- Tak. Jest okej. Wracajmy. – powiedziałem cicho i już po chwili znajdowałem się w Hogwarcie, na skraju Zakazanego Lasu.
- Wracaj szybko do szkoły to zdążysz jeszcze na kolacje. – powiedział, po czym ruszył do swojej chatki, a ja ścieżką do jednego z wejść do zamku. Nie chciałem wchodzić głównymi drzwiami. Nie chciałem rzucać się w oczy. Bocznym korytarzem udałem się na piętro i zaczekałem, aż większość zejdzie na kolację i dopiero wtedy przedostałem się pod obrazem do Pokoju Wspólnego. Był pusty. Odetchnąłem i schodami ruszyłem w stronę sypialni. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
- Harry! – usłyszałem pisk i po chwili ktoś rzucił się na mnie, przytulając mocno. Cały mój świat zasłoniły blond włosy. Cholera. Zachwiałem się lekko, ale złapałem się pobliskiej szafki, odsuwając lekko.
- Cześć. – mruknąłem, dostrzegając Tay i Nialla.
- Gdzieś Ty się do cholery podziewał!? Wiesz jak się martwiliśmy?! Nikt nie chciał nam nić powiedzieć. Jak mogłeś wyjechać i nie powiedzieć ani słowa! – wykrzyczała dziewczyna.
- Nie muszę się nikomu tłumaczyć. – westchnąłem cicho i jak gdyby nigdy nic zacząłem się rozpakowywać.
- Ale my nie jesteśmy nikim. Jesteśmy przyjaciółmi. – powiedział chłopak, a ja parsknąłem cichym śmiechem, po czym odwróciłem się do nich przodem, zapominając o czym mówiła mi babcia. W tej chwili przesadzili.
- Przyjaciółmi? Przyjaciółmi?! Tak właśnie zachowują się przyjaciel?! To jest wasza definicja tego słowa? Bo według mnie gdy jedna z osób ma problem to pozostałe starają się jej pomóc, a nie mają wyjebkę po całości. – warknąłem.
- Harry.. – zaczęła Tay.
- Nie chcę tego słuchać. Zawiedliście mnie. Tak bardzo mnie zawiedliście. Nawet nie ważcie się powiedzieć, że nic nie wiedzieliście. Dobrze zdawaliście sobie sprawę z tego, ze coś mi jest, ze mam problem. Jestem niemal pewny, ze słyszałeś każdej nocy mój płacz, ale nawet nie zapytałeś! – wykrzyczałem w ich stronę. – Tak się nie zachowują dobrzy przyjaciele.
- Ale my.. – próbował chłopak.
- Nie. Nie chcę tego słuchać. Zanim coś powiecie, zastanówcie się nad tym co zrobiliście. – wyszeptałem. – I jak bardzo mnie to zraniło. – po czym wyminąłem ich i wyszedłem z sypialni, biegnąc do wyjścia. Ruszyłem schodami na górę. Na trzecie piętro. Kiedyś zakazane, a teraz mimo zniesienia zakazu nie używane przez nikogo. Usiadłem pod jedną ze ścian i schowałem twarz w dłonie.
- Harry? – usłyszałem szept. Uniosłem przestraszony głowę i rozglądnąłem się, dostrzegając kogoś w jednych ze drzwi. Przymrużyłem oczy i zamarłem.
- Louis..

____________________________________________________

Cześć kochani :* Jestem z rozdziałem tak jak obiecałam. Cóż. Teraz parę rzeczy do ogłoszenia. Po pierwsze dziękuję za komentarze pod shotem i wyświetlenia. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Po drugie, mam nadzieję, ze pod tym rozdziałem będziecie równie wylewni, a może nawet bardziej i będzie jeszcze więcej komentarzy. Po trzecie, nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Nie mam go nawet zaczętego. A mam tak mało czasu. Umówmy się tak, ze gdy będę miała gotowy następny rozdział i zaczęty przynajmniej jeszcze kolejny to wstawię tutaj. Oczywiście postaram się na za dwa tygodnie, ale nie obiecuje. Tak więc bardzo proszę o komentarze, o wyświetlenia. Polecajcie to opowiadanie, a będę Wam niezmiernie wdzięczna! <3 Kooocham Was :*


niedziela, 12 października 2014

Shot.

Cześć Wam kochani! Tak jak wspominałam czeka Was niespodzianka i oto ona! Pamiętacie jak na poprzednim blogu opublikowałam shota, który się Wam spodobał i obiecałam Wam II część? Tak więc oto i ona! Każdy kto jej nie czytał niech się z nią zapozna, ponieważ druga część wiążę się z wydarzeniami z poprzedniej! Tutaj macie linka. Zapraszam do czytania i komentowania, a już za dwa tygodnie kolejny rozdział! Wybaczcie błędy jeśli tak owe są. Miłego dnia kochani!! Kocham Was! Dziękuję za wyświetlenia i komentarze! I liczę na jeszcze więcej! <3
________________________________________________________
 
 
1.
 
- Nie chcę wracać. - wyszeptał Louis, gdy jechali taksówką w stronę lotniska. - Jest mi tutaj dobrze.
- Wiem. Mi również, ale niestety trzeba już wracać. W Londynie czeka nas wiele pracy. Kolekcja, pokazy. Mamy bardzo wiele do zrobienia. - odpowiedział mu siedzący obok Harry i ścisnął dłoń szatyna. Ten westchnął jedynie i oparł policzek na ramieniu bruneta. Te dni w Nowym Jorku były wspaniałe. Ciągle przypominał sobie ich spacery ulicami miasta, gdzie spokojnie trzymali się za dłonie, jedli watę cukrową i zachowywali się jak typowi turyści. Tysiące zdjęć, pamiątek. Niestety czas lenistwa dobiegł końca i trzeba było obudzić się ze wspaniałego snu i wrócić do rzeczywistości. Do Londynu. A tam niestety nie będzie już tak kolorowo. A dlaczego? Ponieważ nikt o nich nie wie. Nikt nie ma pojęcia, że cokolwiek ich łączy. I Louis cały czas rozmyślał, że Harry pewnie będzie chciał zachować to wszystko w sekrecie. Że nie będzie chciał przyznać się do tego, iż spotyka się z kimś takim jak Louis. Ale z drugiej strony szatyn również nie miał pojęcia co zrobić. W końcu nie chciał być tam zapamiętany jako ten, który przespał się z szefem i w ten sposób zyskał sławę. Chciał, by ludzie go podziwiali za to, jaką kolekcję stworzy wraz z współpracownikami. Za to, jak wspaniałe cudeńka stworzy. Nie chciał być tym, któremu sławę przyniesie romans ze swoim, bardzoooo sławnym pracodawcą. Chciał być poznany jako Louis, projektant. I właśnie na takich myślach zleciała mu podróż na lotnisko. Gdy tylko się tam pojawili i wysiedli z dwóch taksówek, oblegli ich fotografowie i paparazzi. Chłopak szybko założył okulary i szedł prosto przed siebie, starając się nie zwracać uwagi na ludzi dookoła. Ważne, iż Harry był obok. Nic więcej się dla niego nie liczyło. Właśnie zbliżali się do bramek, gdy padło pytanie, które zamurowało szatyna, jak i jego szefa, sprawiając, że zatrzymali się, nie wiedząc co zrobić.
- Czy to prawda, że został pan zatrudniony, panie Tomlinson, tylko dlatego, iż obecnie ma pan romans z pańskim pracodawcą? Nie ukryje pan, iż coś Was na pewno łączy. Więc czy to prawda? - dopytywał się jeden z dziennikarzy, ale Louis nie miał pojęcia co zrobić. Chciał zaprzeczyć, chciał się odezwać, ale nie umiał. Dosłownie jakby jego mózg wyparował w tej chwili. Nie mógł skleić porządnego zdania z tego wszystkiego. Jednak w ich obronie stanął Zayn.
- Pan Styles, tak jak i pan Tomlinson nie będą odpowiadać na zaczepki tak niskiego poziomu. A nawet jeśli coś by łączyło tych dwóch panów, to nie wasz pieprzony interes. Żegnamy. - warknął i ochrona szybko przepuściła ich i po chwili już byli w samolocie. Szatyn spojrzał przez okno i westchnął cicho. Był lekko przestraszony. To teraz tak miało to wszystko wyglądać? Będą ich napadać na każdym kroku? Będą wypytywać? Szukać punktu nawet najmniejszej zaczepki? Nie będą mogli przejść spokojnie ulicą, by nie zostać zaczepionymi. Szczerze? Louis nie tak to sobie wyobrażał. Chciał trzymać dłoń starszego już zawsze. Nie patrzeć na to czy ktoś akurat ich widzi czy nie. Ale chyba to się nie uda. Skoro ledwo zostali parą, już są atakowani, ludzie wypytują. To nie tak miało być. Nagle szatyn poczuł czyjąś dłoń na swojej. Spojrzał w prawo i dostrzegł zielone tęczówki, wpatrując sie w niego. 
- Nie bój się. Jestem z Tobą. - wyszeptał mężczyzna i ścisnął ich dłonie razem. Szatyn posłał mu uśmiech i oparł policzek na jego ramieniu, zasypiając po chwili. 
***
- Kochanie.. wstawaj. Jesteśmy już. - wyszeptał Harry do śpiącego szatyna. Ten powoli otworzył oczy i zamrugał. 
- Już nie śpię. - mruknął i powoli sie przeciągnął. Spojrzał w małe okienko i stwierdził, iż właśnie wylądowali. Powoli odpiął pas i wstał, kierując się do wyjścia razem z Harry'm. Odebrali swoje bagaże i ruszyli na parking, gdzie zostali otoczeni przez paparazzi. Louis westchnął głośno, już lekko sfrustrowany tym. Szybko przeszli wśród ludzi, wsiadając do jednego z samochodów, który przysłała po nich Taylor. Chłopak oparł głowę o szybę i jęknął w proteście. 
- To nienormalne. 
- Spokojnie kochanie. Przyzwyczaisz się. Zobaczysz. - próbował pocieszyć chłopaka Harry. - Już uśmiechnij się. Dziś piątek, więc mamy wolny weekend. Odpoczniesz, a dziś wieczorem zapraszam Cię na kolację. - pogłaskał Louisa po policzku.
- Uch. No okej. - westchnął szatyn i nachylił się, całując chłopaka w usta. Ten oddał powoli pieszczotę, pogłębiając ją powoli. - Mm.. miło. - zachichotał. 
- Mm.. wiem. - powiedział chłopak i przytulił młodszego do siebie. Ten wtulił się w niego i po chwili samochód zatrzymał się pod jego domem. 
- To zobaczymy się wieczorkiem. - powiedział szatyn i wyciągnął z bagażnika swoją walizkę. Harry wysiadł i przytulił mocno chłopaka, całując go w policzek i po kilku słowach pożegnania, odjechał. Louis złapał za rączkę walizki i wszedł do swojego domu. Postawił torbę w przedpokoju i wszedł do kuchni, wstawiając wodę na herbatę, po czym poszedł zanieść rzeczy do sypialni i w samych bokserkach zszedł na dół. Zrobił napój, po czym upił troszkę i rzucił się na łóżko, zasypiając.
    Właśnie miał najpiękniejszy sen w swoim życiu, z nim i Harry'm w roli głównej, gdy jak na złość zadzwonił jego cholerny telefon. 
- Hallo? - mruknął zaspany. 
- Lou? Kochanie!! Cieszę się, że Cię słyszę. - powiedziała entuzjastycznie Taylor. Przetarłem oczy i ziewnąłem.
- Co tam, Tay?
- No jak to co? Opowiadaj! Jak było?! Słyszałam już parę rewelacji od chłopaków! Gratuluję Ci Louis! Tak strasznie cieszę się Twoim szczęściem! - piszczała do telefonu.
- Też się cieszę, ale nie mam teraz zbytnio czasu by Ci opowiadać, wybacz. Właśnie się obudziłem i za chwilę muszę być gotowy, bo jadę do Harry'ego. Także no.. Opowiem Ci wszystko w poniedziałek w pracy.  - wyjaśnił i przeprosił.
- Ach no oczywiście gołąbeczku. Tylko zabezpieczać się tam! - zachichotała. - Do zobaczenia, Lou.
- Pa Tay. - mruknął Louis i rozłączył się. Ziewnął krótko i spojrzał na zegarek. To już 6pm? Szybko wstał i poszedł wziąć prysznic. Umył włosy, wysuszył się i poszedł wybrać ubranie, w którym będzie wyglądał tak, iż Harry'emu wyjdą oczy. Założył czarne bokserki, miętowe rurki i podwinął je trzy razy. Do tego białą koszulkę, a na to kamizelkę dżinsową. Poszedł i ułożył włosy, spryskał się perfumami. Spojrzał na siebie i uśmiechnął się szeroko. Wyglądał na serio dobrze. Wziął portfel i telefon, założył vansy i wyszedł z domu, idąc do samochodu, który już czekał pod bramą. Przywitał się z osobistym kierowcą bruneta i już jechał w stronę jego domu. W sumie nigdy tam nie był. Zastanawiał się jak mieszka. Czy bardzo bogato czy raczej przytulnie i uroczo. Wziął telefon i napisał smsa.
Kochanie x
Zaraz będę. Mam nadzieję, że już czekasz. x kooocham
Wysłał i już po chwili samochód zatrzymał się pod wielką bramą. Szofer otworzył mu drzwi, po czym chłopak wysiadł. Powoli otworzył bramkę i jego oczy przywitał piękny, rozległy ogród. Chłopak rozglądnął się dookoła i był pod ogromnym wrażeniem. Pełno drzew, krzewów, altanka i kwiaty. Powoli ruszył do drzwi, zachwycając się widokami. Wszedł na ganek i zapukał do drzwi. Dom wydawał się być ogromny. Naprawdę wielki. Chłopak usłyszał skrzypnięcie i po chwili drzwi sie otworzyły, a w nich stanął Harry.
- Cześć kochanie. - powiedział i pocałował młodszego w policzek. - Miło Cię widzieć. Wejdź, proszę. - po czym zamknął drzwi i zaprowadził go do przedpokoju. Szatyn zdjął buty i Harry zaprowadził go do salonu. - Usiądź. A ja zaraz przyjdę. - musnął go w policzek i wyszedł. Młodszy stanął na środku i rozglądał się dookoła. Wystrój pomieszczenia był minimalistyczny. Kremowe ściany, krwiście czerwona sofa, skierowana na wielki telewizor wiszący na przeciwko. Obok dębowy stół i cztery krzesła. Na nim dwa talerze, kieliszki oraz świece. Chłopak uśmiechnął się i podszedł do wielkiego okna. Rozciągał się z niego widok na wielki ogród, pełen kwiatów i drzew. W jednym z rogów dostrzegł altankę z małą fontanną obok. Alejki między krzewami oświetlone były lampkami. Louis zawsze marzył o takim ogrodzie. Takim miejscu by móc usiąść i poczytać książkę lub naszkicować coś. 
- Mam nadzieję, że lubisz owoce morza. - usłyszał za sobą i powoli odwrócił się,  dostrzegając lokowatego, stawiającego miskę z parującą potrawą. 
- Nie jadłem jeszcze. - uśmiechnął się szatyn i podszedł, zajmując jedno z miejsc. Harry nałożył mu na talerz trochę krewetek z sosie ziołowym z makaronem. 
- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować. - powiedział i nalał mu wina do kieliszka, zajmując miejsce na przeciwko. 
- Na pewno będzie smakowało. - uśmiechnął się i zaczęli jeść, prowadząc luźną rozmowę. 
- Lou.. wiesz musimy o czymś pogadać. - powiedział Styles, przynosząc desery lodowe. Szatyn spojrzał na niego i skinął głową, by kontynuował.  Ten posłał mu delikatny uśmiech i mówił. – Wiesz, zastanawiałem się nad tym wszystkim odkąd wróciłem do domu, a nawet wcześniej i wiesz, musimy postanowić co dalej.
- Dalej w sensie? – spojrzał na niego szatyn, powoli jedząc lody łyżeczką
- Czy nie kryjemy się ze sobą i pozwalamy by wszyscy się dowiedzieli, czy raczej ukrywamy ten fakt i staramy zachowywać się względem siebie jako.. przyjaciele, ale tylko przyjaciele? Bo jeżeli zdecydujemy się na tę pierwszą opcję, to będę musiał zorganizować jakąś konferencję, na której potwierdzę nasz związek. – wyjaśnił Harry. Louis spojrzał na niego oczami przepełnionymi pytaniami oraz lekkim zdezorientowaniem.

- Jeśli byśmy się zdecydowali przyznać, to ta konferencja jest konieczna? – zapytał, starając się, by jego głos brzmiał naturalnie.

- Tak. Musze postawić sprawę jasno. Nie mógłbym patrzeć na te wszystkie komentarze, które pojawiłyby się po tym, jakbym publicznie cię pocałował czy złapał za rękę. Ludzie by się na ciebie rzucili i gnębili cię, a na to nie pozwolę. – powiedział. Szatyn skinął głową.

- Wiesz, też o tym myślałem. – przyznał po chwili ciszy. – I myślę, że powinniśmy z tym chwilę poczekać. Przynajmniej dopóki nie zakończy się Twój pokaz. To narobiłoby wielkiego szumu i ludzie mogliby się zrazić do naszego związku, co odbiłoby się na Twoim sukcesie. Ale też, nie chcę by kojarzyli mnie jako tego, co sypia ze swoim szefem. To byłoby nie fair wobec nas obydwojga. Dlatego może poczekajmy z tym, aż cały szał i podniecenie związane z pokazem przycichnie i wtedy powoli to rozwiążemy, co ty na to kochanie? – zapytał i splótł ich palce razem.

- Myślę, iż to dobry plan, a ja mam bardzo mądrego faceta. – uśmiechnął się. – A co z pracownikami firmy? Myślę, że nie są tak głupi i w końcu coś zauważą.

- Liam, Zayn i Taylor już wiedzą, ale sądzę, ze reszta nie będzie przywiązywała, aż tak dużej wagi do naszej relacji. W końcu to, że będę się koło ciebie kręcił, w dużym stopniu będzie uzasadnione przez pokaz. A jeśli nawet ktoś zacznie coś podejrzewać, to na razie to tylko spekulacje. Dopóki niczego nie potwierdzimy, wszystko jest okej. Co o tym myślisz?

- To dobry plan. – powtórzył i powoli nachylił się nad szatynem. – Kocham Cię. – po czym powoli złączył ich usta w czułym pocałunku.
2.
Kiedy dwa dni później Louis stał przed wejściem do firmy, ubrany w cudownie obcisłe rurki, koloru szarego, przywiezione prosto z Nowego Jorku, białą koszulę z kilkoma rozpiętymi guzikami pod szyją, na to narzucona granatowa marynarka z rękawem ¾ oraz nowa torba, zastanawiał się jak to się stało, że niedawno przyszedł tutaj w swoich starych ciuchach i nawet nie marzył, że zostanie zatrudniony, zmieni całkowicie swój styl, a co najważniejsze zakocha się. A co więcej ta miłość będzie odwzajemniona. Chłopak uśmiechnął się sam do siebie i powoli wszedł do środka, skinając głową na powitanie Bruce’owi, jednemu z ochroniarzy. Ten odpowiedział tym samym, na co Lou posłał mu uśmiech i podszedł do recepcji, chcąc zabrać klucze do gabinetu i zabrać się za pracę. Już tylko kilka projektów zostało do dokończenia i trzeba będzie brać się za tworzenie nowych cudeniek.
- Dzień dobry Tay. – powiedział, zauważając dziewczynę która zawzięcie coś wstukiwała w laptopa. Gdy tylko usłyszała jego głos, jej głowa wystrzeliła do góry.
- Louis. Kochanie! Tak się cieszę, że Cię widzę. – pisnęła i szybko wybiegła zza swego stanowiska, przytulając go mocno. Chłopak zachichotał i również ją przytulił. – Ale z ciebie ciasteczko. – powiedziała, odsuwając się i zlustrowała go wzrokiem.
- Och przestań bo się rumienię. – zachichotał szatyn. Blondynka już chciała coś powiedzieć, ale Louis jej przerwał. – Później Tay. Na razie musze iść i zacząć ogarniać te projekty. W czasie lunchu spotkajmy się w barze i wtedy wszystko Ci opowiem, okej? – zapytał.
- No okej. Ale nie myśl, ze Ci odpuszczę. – pogroziła mu palcem, po czym wręczyła mu klucze do gabinetu. – To do lunchu. Miłej pracy. – puściła mu całusa i wróciła do swojej pracy, a Louis skierował się na swoje piętro. Wszedł do gabinetu i zajął swoje miejsce biorąc się do pracy. 
  Nim się obejrzał nastał czas lanchu i drzwi do jego pracowni otwarły się z hukiem. Chłopak podskoczył i spojrzał w ich stronę. 
- Mieliśmy jeść razem lunch, pamiętasz? - powiedziała blondynka, opierając dłonie na swoich biodrach. 
- Pamiętam. To już tak późno? - zapytał zdziwiony, po czym wstał szybko i razem z przyjaciółką skierował się na parter, do baru. Dziewczyna zamówiła im pyszne kanapki i kawę, po czym usiedli przy jednym ze stolików. 
- Więc opowiadaj. - pisnęła podekscytowana. Chłopak uśmiechnął się i zaczął historię, od momentu gdy polecieli do NY, przez wszystkie konferencje, ich pierwszą wspólną noc, do zwiedzania miasta, cieszeniem się swoją obecnością i powrotem do Londynu. - Więc teraz to już oficjalnie? Kiedy powiecie wszystkim? - zapytała. Chłopak spojrzał na nią i westchnął.
- No i tutaj zaczynają się schody. - mruknął. 
- No nie. Nie mów mi, że on się tego wstydzi! - krzyknęła głośno. 
- Cii. - mruknął, uciszając ją. - To nie tak. Po prostu chcemy poczekać z tą wiadomością do końca pokazu. Aż wszystko powoli ucichnie. Nie chce, by to miało jakikolwiek wpływ na zdanie ludzi na temat całej nowej kolekcji Harry’ego. Nie mogę mu tego zrobić.  - wyjaśnił szatyn, pijąc kawę. 
- Dasz radę? W końcu to ponad miesiąc jeszcze. - zapytała. 
- Muszę dać. Zrozum Taylor nie chcę, żeby ludzie kojarzyli mnie jako gościa co pieprzy swojego szefa czy odwrotnie. Chcę, żeby ocenili mnie po moich kreacjach, nie po życiu osobistym przynajmniej na razie. - westchnął. 
- Rozumiem. Ale najbardziej cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Bo jesteś prawda? - zapytała.
- Bardzo. - szepnął chłopak. – On uszczęśliwia mnie jak nikt inny. Powoduje, że często się uśmiecham, chodzę z głową w chmurach i nigdy nie mam go dość. Mógłbym go godzinami słuchać. Wiesz jaką on ma ciekawą osobowość? Tak dużo wie na każdy temat, nigdy nie przestajemy rozmawiać. Nawet o głupotach. Troszczy się o mnie. Pisze mi sms’y na dzień dobry i dobranoc. Stara się wiedzieć co u mnie słychać. Widać, że mu zależy. – powiedział Tomlinson z ogromną dozą miłości w oczach.
- A ty kochasz jego. Widać to w Twoich oczach. Tak bardzo się błyszczą gdy o nim mówisz. – zachichotała dziewczyna, a szatyn się zarumienił.
- Cicho. Czerwienie się przez Ciebie. – pisnął, zakrywając dłońmi swoje policzki.
- Oj marudzisz.
- Dobra. Teraz Tyk opowiadaj co się działo przez ten czas gdy nas nie było. – zażądałem i popijałem kawę.
- No cóż. Prace do pokazu w pełnej parze idą do przodu. Wiem od El, że zostało już tylko trzy czy cztery projekty do dokończenia, a większość już jest szyta pod konkretnych modeli, przygotowania hali również trwają. Mimo, iż jeszcze miesiąc wszyscy się uwijają bardzo szybko. Zostało przyjętych kilka osób, głównie do szwalni, ale jest również zastępstwo za Grimshawa. – powiedziała.
- Och tak? I kto za niego pracuje? – zapytał chłopak, niby od niechcenia.
- Młody chłopak. Ma na imię Tom i ma 23 lata, kończy właśnie studia, ale jest naprawdę świetny. Pracuje już kilka dni, przyjęli go zaraz po waszym wyjeździe. Dość sympatyczny chłopak. Na pewno lepszy od swojego poprzednika. – mruknęła dziewczyna z odrazą i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, kończąc lunch. – Dobra. My tu gadu, gadu, a praca się sama nie zrobi. Wstawaj Tomlinson, idziemy harować. – powiedziała pełna entuzjazmu. Skąd jej się to bierze? Chłopak skinął głową i razem ruszyli w stronę recepcji, rzucając zaczepnymi komentarzami i co chwile wybuchając śmiechem. Dotarli do miejsca pracy dziewczyny, gdzie stał tyłem do nich jakiś wysoki chłopak o blond włosach.
- O Tom. W czym mogę ci pomóc? – zapytała dziewczyna, podchodząc do niego. Więc to jest zastępca Nicka. Gdy ten odwrócił się Louis dostrzegł uroczą, wręcz chłopięcą twarz, duże niebieskie oczy oraz dołeczek w policzku.
- Skseruj mi to trzy razy, dobrze? – poprosił, posyłając jej zniewalający uśmiech.
- Się robi. – zachichotała dziewczyna i zabrała się za kserowanie. – A tak w ogóle, Tom to jest Louis. Lou to tom. – przedstawiła sobie chłopaków. 
- Louis. - powiedział. 
- Tom. Miło Cię poznać. - uśmiechnął się po czym wziął od Tay skserowane dokumenty. - Wybaczcie, ale muszę lecieć. Praca sama się nie zrobi. - powiedział po czym pomachał im i poszedł w stronę windy. 
- Miły się wydaje. - powiedział Lou do blondynki.
- I taki jest. Naprawdę. - uśmiechnęła się. - Dobra. Koniec pogaduszek, zabieramy się za pracę. - powiedziała. Chłopak zachichotał i skinął głową, po czym wrócił do swojego gabinetu. 
3.
- Taylor widziałaś gdzieś Zayna i El? Nigdzie nie mogę ich znaleźć. - mruknął zdenerwowany Louis. Do pokazu juz tylko dwa tygodnie, a oni gdzieś od tak znikają. 
- Z tego co wiem to są u Harry'ego. Wezwał ich na rozmowę już rano, ale nie mam pojęcia co robią tam tak długo. - wyjaśniła blondynka. 
- Och okej. - mruknął zdziwiony i z powrotem udał się do swojej pracowni, po drodze kupując kawę w automacie. Szczerze? Był już zmęczony tym wszystkim. Praca go wykańczała, mimo tego, że tak kochał to robić. Spędzał w pracy ponad 12 godzin na dobę. Robili wszystko by ten pokaz się udał i wyszedł  jak najlepiej. Dosłownie dwoili się i troili. A do tego dochodziła ta sprawa z Harry'm. Louis coraz mniej sobie z tym radził. Nie mógł po prostu podejść do ukochanego i pocałować go w policzek czy przytulić. Nie mógł złapać jego dłoni, ani nawet puścić oczka czy dotknąć. Nie mogli nawet razem wyjść z pracy, bo wokół domu mody kręciło się wielu reporterów, którzy tylko czekali na sensację. A Louis był po prostu zmęczony udawaniem. I do tego nie mieli w ogóle czasu dla siebie ostatnio. Ciągle praca i praca. Czasem szatyn miał ochotę strzelić tym wszystkim i poddać się, ale wtedy myślał o tym, że przecież właśnie spełnia swoje marzenia i nie może tego tak po prostu rzucić. Musi dać radę. Przecież jest silny, tak? A przynajmniej takiego próbuje grać. 
- Louis? - usłyszał nagle za sobą. Odwrócił się i dostrzegł Caroline, sekretarkę Liama. 
- Tak kochana?
- Szef cię wzywa. 
- Liam?
- Nie. Pan Styles. - wyjaśniła, po czym posłała mu uśmiech i wyszła. Chłopak westchnął i zakładając marynarkę, wyszedł z biura, jadąc windą na ostatnie piętro. Odetchnął lekko i zapukał do drzwi.
- Proszę. - usłyszał i powoli wszedł do środka, zamykając za sobą gabinet.
- Chciałeś mnie widzieć? - podszedł bliżej, zastając Harry'ego przed laptopem, szybko w niego stukającego. Gdy tylko usłyszał jego głos uniósł głowę w górę. 
- Cześć kochanie. Siadaj. - posłał mu uśmiech i szybko coś napisał, po czym zamknął laptopa. - Tak. Chciałem Ci tylko powiedzieć, że od jutra razem z Eleanor, Zaynem oraz Liamem, jesteście przydzieleni do pracy na hali, w której odbędzie się pokaz. Trzeba tam wszystkiego dopilnować. 
- Okej. Nie ma problemu. - uśmiechnął się szatyn. 
- No to bardzo się cieszę. - powiedział i powoli wstał, siadając na kancie biurka obok Louisa. Chłopak uśmiechnął się i złapał go za rękę. - Jak się czujesz? 
- Całkiem okej. A Ty? - zapytał. 
- Też. Tęsknię za Tobą. - szepnął czule i pogładził go po policzku. 
- Ja za Tobą też. Nawet bardzo. - szepnął Louis i ścisnął jego rękę. 
- Wiem, że nie mamy teraz dla siebie czasu, ale to minie. Już niedługo będzie po pokazie i wszystko się ułoży. Przestaniemy udawać, a wtedy zabiorę Cię na wycieczkę. Pojedziemy do Paryża albo Mediolanu. I tam będę chodził z Tobą po ulicach i będę trzymał Twoją dłoń mocno w swojej, by wszyscy widzieli, że jesteś tylko mój. - szepnął starszy i powoli pocałował szatyna prosto w usta. 
- Wiesz, ja wcale nie mam Ci za złe tego, że nie spędziliśmy ostatnio zbyt wiele czasu razem. - powiedział szatyn, powoli się odsuwając. - Rozumiem to wszystko i będę czekał tak długo jak trzeba będzie,  a wiesz czemu? Bo kocham Cię jak nikogo innego. - wyszeptał. 
- Mój Ty kochany. - powiedział Harry i powoli naparł ustami na te Lou. Obaj powoli zatracali się w pieszczocie. Nagle starszy pociągnął szatyna, by ten wstał i złapał go za uda, sadzając na biurku, strącając wszystko z niego. 
- Mm.. Harry. - westchnął chłopak. - Jesteśmy w .. pracy - szepnął, gdy loczek przyssał się do jego szyi. 
- I co? To moja firma. Mogę robić co tylko chce. - mruknął i powoli zdjął z młodszego marynarkę. Nim Louis się obejrzał, Harry już klęczał między jego nogami i drażnił swoją dłonią jego męskość. 
- Mm.. - mruczał Lou i zacisnął dłonie na krawędziach biurka. Słysząc to Styles powoli wziął go do buzi i zaczął ssać, pomagając sobie przy tym dłonią. 
- Ha.. Harry.. nie powinniśmy - jęknął chłopak, odchylając głowę do tyłu. Czuł rozprzestrzeniające się gorąco po jego ciele. Czuł jak starszy ssa go mocno i ściska dłonią jego jądra. Wiedział, że długo nie wytrzyma. Wybuch zbliżał się coraz bardziej. Jęknął ostrzegająco i doszedł w ustach chłopaka. - O boże. - wyszeptał, opadając plecami na biurko. Harry połkną wszystko i powoli uniósł sie, patrząc na młodszego. 
- Wyglądasz jak chodzący seks. - wymruczał do niego. Louis jęknął cicho i powoli uniósł się i naparł na wargi ukochanego, wiedząc, iż teraz musi się odwdzięczyć.
4.
- Jak to do cholery nie może wystąpić?! – warknął Harry do telefonu i złapał się za czubek nosa. – Nie interesuje mnie to! Zobowiązała się! Nie może mnie dosłownie na trzy dni przed pokazem zrobić w chuja! – warknął głośno i był gotów cisnąć tym telefonem jak najdalej od siebie. Wysłuchał dość głupiej odpowiedzi i odwarknął do rozmówcy, po czym się rozłączył. – A niech spierdala. Znajdę tysiąc razy lepsza. Żegnam. – po czym rzucił telefonem na biurko i wstał, podchodząc do okna, po czym odpalił szybko papierosa i zaciągnął się dymem. Rzadko palił, naprawdę rzadko. Tylko wtedy gdy naprawdę miał już wszystkiego dość i chciał rzucić to wszystko w cholerę i jeszcze dalej. Pokaz ma się odbyć za trzy dni, a jego główna modelka właśnie zrezygnowała i przeszła do innego domu mody. I w tej oto właśnie pięknej chwili został bez głównej atrakcji wieczoru. Zgasił niedopałek i wybrał numer 2 na swoim telefonie, który kierował go prosto do Taylor.
- Tak szefie? – odezwał się głos blondynki.
- Przyślij mi tutaj Liama, Zayna i Louisa. Mamy problem. – mruknął, po czym rozłączył się i otworzył szeroko okno, chcąc by dym wywietrzał. Wiedział, że jego ukochany nie znosi papierosów. Usiadł przed biurkiem i szybko przeszukiwał swoje kontakty, mają nadzieje, że może uda mu się wymyślić kogo ma wstawić do pokazu zamiast Amber. Wykonywał właśnie swój trzeci telefon, który również okazał się niepowodzeniem, gdy ktoś zapukał delikatnie do drzwi. Wstał i zamknął okno, po czym wrócił na swoje miejsce i mruknął.
- Proszę. – po czym do gabinetu weszła trójka zaproszonym. – Siadajcie. – wskazał na fotele. Zajęli swoje miejsca i przyglądali się swojemu pracodawcy z niepewnością, a szatyn ze smutkiem, bo wiedział, ze stało się coś poważnego. Mina oraz zapach dymu w gabinecie na to wskazywał.
- Harry, co się dzieje? – zapytał Liam, który okazał się być najodważniejszym z całej trójki i zadał pytanie, które krążyło po ich głowach.
- Nie mamy głównej modelki. Amber zrezygnowała. – westchnął Styles i przeczesał dłonią swoje włosy.
- Jak to zrezygnowała?! – wykrzyczał mulat.
- Normalnie. Przed chwilą zadzwonił do mnie jej agent i powiedział, ze to koniec naszej współpracy, a dziewczyna przeszła do jakiejś polskiej agencji.
- Cudownie. Akurat trzy dni przed pokazem! – wykrzyczał Liam. – Nie możemy żadnej z dziewczyn dać pałeczki, bo to nie rozwiąże problemu. Wtedy trzeba będzie szukać kogoś na  jej miejsce. No to jesteśmy w dupie.
- Dokładnie tak. – westchnął Harry.
- A gdyby tak.. powiedzmy znaleźć nową modelkę. – odezwał się nagle Louis, a trzy pary oczu spojrzały na niego.
- Myślisz, że nie próbowałem. Dzwoniłem do trzech i nic. Nawet Cara się nie zgodziła, bo jest teraz w Nowym Jorku. Nie ma nikogo. – mruknął załamany Styles.
- Ej Harry. Nie załamuj się. – próbował pocieszyć go Zayn.
- Znajdziemy kogoś. – dodał Liam.
- A może? Weźmy kogoś, kogo zupełnie się nie spodziewają. – powiedział po chwili Tomlinson.
- Czyli kogo? – zapytał lokowaty.
- Taylor lub Eleanor. – wypalił chłopak.
- Zwariowałeś? One nie są nawet modelkami! – wykrzyczał Liam.
- Nie dadzą sobie rady. –dodał Zayn.
- A ja myślę, że to dobry pomysł. – powiedział nagle Styles. - Są nowe, świeże. Nikt nie będzie się spodziewał kogoś takiego. Gdy ludzi je zobaczą, pomyślą, że tak właśnie ma być.
- Dokładnie. Stwierdzą, że taki był właśnie nasz plan. To może się udać. - powiedział Louis.
- Tylko która lepsza? - mruknął Zayn.
- Myślę, ze Taylor. Jest dość wysoka, bardziek wymiarowa niż El. - zauważył Louis. 
- Może i masz rację. Zaraz ją wezwę i porozmawiam. Jesteście wolni. Lou zostań na sekundę, proszę. - poprosił pracodawca, więc wszyscy wyszli oprócz szatyna. 
- Coś się stało Hazz? - zapytał po chwili.
- Nie. Po prostu chciałem zapytać co u ciebie? Wszystko okej? - zapytał loczek, wstając i podszedł do Lou.
- Oczywiście. Dużo pracy, ale to nic. A Tt jak się masz skarbie? - zapytał bruneta, gładząc jego policzek powoli.
- To wszystko mnie wykańcza, ale już tylko kilka dni i wreszcie będzie po wszystkim. - westchnął i wtulił policzek w dłoń młodszego. 
- Zobaczysz, to będzie wspaniały pokaz. - szepnął Louis.
- Ale ten czas nie będzie wyjątkowy przez pokaz. 
- To dlaczego? - zapytał zdziwiony Tomlinson. 
- Wreszcie będę mógł cię pocałować przy wszystkich. - wyszeptał starszy i powoli pocałował swojego ukochanego. 
- Mm.. nie mogę się doczekać. - wyszeptał młodszy, odsuwając się po chwili. - A teraz wybacz, idę pracować. Kocham Cię. - szepnął i wyszedł z gabinetu, zostawiając swojego szefa z szybko bijącym sercem i motylkami w brzuchu. Harry zaśmiał się sam z siebie. Reaguje na Lou jak nastolatka. Zajął swoje miejsce za biurkiem i wezwał do siebie Taylor, uspokajając się, bo nie miał pojęcia jak zareaguje dziewczyna. Gdy rozległo się pukanie do drzwi, wziął głęboki oddech i zaprosił ją do środka. Blondynka zamknęła za sobą drzwi i w swoich wysokich szpilkach zgrabnie podeszła do fotela, zajmując miejsce. Harry uważnie przyglądał się jej figurze oraz stylowi jej chodzenia. Idealnie się nadaje. - pomyślał.
- O co chodzi szefie? - zapytała, zakładając nogę za nogę. 
- Mam do ciebie ogromną prośbę Tay. Ale proszę nie przerywaj mi i pozwól powiedzieć do końca,  a następnie się zastanowisz okej? - powiedział,  na co blondynka skinęła głową. Wziął oddech i zaczął. - Znasz Amber, prawda? Tak więc przed chwilą dzwonił do mnie jej agent i oznajmił mi, iż dziewczyna zrezygnowała z naszego kontraktu na rzecz jakiejś agencji w Polsce. 
- Ale przecież ona była główną modelką! - pisnęła dziewczyna, mimo iż obiecała nie przerywać.
- No właśnie i musimy znaleźć szybko zastępstwo. Rozmawiałem z Zaynem, Liamem oraz Lou i wpadliśmy na pewien pomysł. Mianowicie by wykorzystać kogoś,  kogo ludzie w najmniejszym stopniu się nie spodziewają. Kogoś nowego, świeżego. I cóż,  kochanie padło na ciebie. Nie przerywaj. - pogroził palcem, widząc, że dziewczyna już chce zaprotestować. - Oczywiście dostaniesz za to dwa razy większą wypłatę. Jako jedyna możesz  uratować nasz pokaz. Masz taką figurę jak Amber, jesteś podobnej budowy i ubrania będą na ciebie idealne. Musisz nam pomóc. Bez Ciebie ten pokaz będzie kompletną klapą. Zgódź się proszę. - powiedział chłopak, patrząc na nią błagalnie. Dziewczyna siedziała przez moment bez słowa, po czym westchnęła jedynie i skinęła głową. 
- Zgoda. Pomogę Wam. 
- Jejku to cudownie! - pisnął chłopak i wstał, ściskając mocno dziewczynę. Ta jedynie zachichotała i powiedziała. 
- Starczy bo Louis mnie zabije. 
- Na pewno nie będzie tak źle. Ucieszy sie. - zachichotał chłopak. 
- A jak między Wami jest? - zapytała dziewczyna niepewnie, nie chcąc by szef uznał ją za wścibską.
- Niby okej, ale widzę jak wiele kosztuje nas to ukrywanie. Czasem chciałbym go pocałować,  a nie mogę i to mnie zabija od środka. Boję się, że to może się rozpaść przez te sytuacje. - westchnął Styles i zajął fotel obok Tay, chowając twarz w dłonie. 
- Wiesz, Harry. Myślę, że czas zastanowić się kiedy powiecie to komuś albo przestaniecie ukrywać swe uczucia do siebie. 
- Wiem, wiem. - westchnął.
- Bo wybacz, że to mówię szefie, ale w pewnym sensie to może wyglądać tak, jakbyś się wstydził Louisa. - powiedziała cicho Taylor.
- Broń boże! Nigdy bym się go nie wstydził, nie wstydzę i nie będę wstydził! Jest najwspanialszym co mnie w życiu spotkało! Tak go kocham. - zaprotestował loczek.
- To mu udowodnij, że się go nie wstydzisz. On mi tego nie mówi, ale widzę po nim, że czasem może tak myśleć. - wyjaśniła, a bruneta nagle olśniło. Przecież to takie banalne!
- Dziękuję Ci Tay! - pisnął cicho i uściskał blondynkę. - A teraz uciekaj na próbę na halę. Tam Louise Cię przygotuje i wszystkiego nauczy. No już, już. - wygonił dziewczynę i zajął miejsce za biurkiem, łapiąc za swój telefon i natychmiast zadzwonił do odpowiednich ludzi. Ten pokaz będzie ważniejszy, niż mu się na początku wydawało.
5.
- Jak na razie wszystko idzie okej. - przekazał Harry'emu Zayn, gdy pokaz już trwał dobrą chwilę. Brunet nigdy nie był tak przerażony i zdenerwowany. Po przywitaniu wszystkich gości, a było ich tam wielu, zajął swoje miejsce za sceną, by wszystkiego dopilnować. I jak na razie szło naprawdę dobrze. Po wpisach na twitterze oraz na facebooku ludzie wydawali się być zadowoleni z tego co widzą. Brunet wzrokiem odszukał Louisa, który pomagał Taylor i jeszcze raz tłumaczył jej wszystkie kroki i to co ma robić. Dziewczyna wyglądała przepięknie w swojej długiej, błyszczącej sukni, z przodu do kostek, a z tyłu ciągnącą się lekko za nią. Styles podszedł do nich. 
- Spokojnie Taylor, wszystko będzie dobrze. Dasz sobie radę. Gwarantuję Ci to! - powiedział pocieszająco. - A teraz spokojnie wyjdź tam i zrób na nich piorunujące wrażenie. - delikatnie ją przytulił i poprowadził na wybieg. Wszyscy wstrzymali oddech, gdy dziewczyna, powolnym krokiem wyszła i prezentowała się na wybiegu. Lekko się obróciła i szła dalej, bez żadnego zawahania. To było jej ostatnie wystąpienie i po tym następował koniec pokazu. Powoli wróciła za scenę, gdzie wszyscy mocno ją przytulili, a Harry wyszedł na scenę,  biorąc mikrofon, po czym przemówił. 
- Dziękuję pięknie wszystkim modelom za tę trudną pracę oraz to, że dali radę!  Wytrzymali presję i dali z siebie tysiąc procent każdy. Jestem Wam wszystkim niezmiernie wdzięczny za tę pracę. Dziękuję wszystkim którzy zaszczycili nas swoją obecnością na tej ważnej dla nas uroczystości. To dla nas naprawdę wiele znaczy i mam wielką nadzieję, że się podobało. Chcę również podziękować wszystkim pracownikom SCC za pracę. Liam, Zayn, Eleanor i wiele, wiele innym. Wykonaliśmy wszyscy kawał dobrej roboty. Jesteście wspaniali! - powiedział Styles i bił brawo z wszystkimi. - Zapraszam Was wszystkich na scenę! Modeli oraz moich wspaniałych pracowników. - zawołał Harry i spojrzał w ich stronę, chcąc mieć pewność, że Liam wykona to o co go prosił. Zrobił to. - Wielkie brawa dla nich wszystkich! - zawołał raz jeszcze, a hala aż zatrzęsła się od braw. Chłopak dyskretnie spojrzał w bok, ale widząc Mike'a trzymającego wielki bukiet róż, uspokoił się. - Na koniec chciałbym podziękować wyjątkowej dla mnie osobie. Osobie, bez której ten pokaz by się nie udał. Osobie, która gdy dołączyła do naszego zespołu była bardzo nieśmiała i niepewna. Bez niego nie byłoby tych wszystkich projektów, nie byłoby kolekcji. Wniósł tak wiele radości i życia do projektów, ale nie tylko tam. Ożywił też kogoś, kto od dawna nie umiał kochać. Bez niego nie było by kolekcji, ale nie byłoby też mnie, uśmiechającego się do Was. Wielkie brawa dla mojego wspaniałego projektanta Louisa Tomlinsona! - powiedział z wielkim uśmiechem chłopak i wziął od Mike'a bukiet, powoli podchodząc do ukochanego. Louis patrzył na niego oniemiały. Nie wiedział co zrobić. - To dla ciebie kochanie. - powiedział Harry, wręczając mu kwiaty. Chłopak spojrzał na niego ze łzami w oczach, po czym wziął od niego bukiet, a Harry kontynuował swoją przemowę, patrząc mu prosto w oczy. - Wiem, że często jestem nieznośny, a ostatnio mogłeś czuć się przeze mnie zaniedbany. To ten pokaz. Każdy dawał w niego tyle ile mógł i potrafił. Ale to wcale nie przysłoniło moich uczuć. Dalej tak bardzo Cię kocham i zawsze będę. I jeśli poczułeś się odrzucony lub w jakikolwiek sposób zaniedbany przeze mnie, to bardzo Cię przepraszam. Chcę żebyś wiedział, żeby wszyscy wiedzieli, że chcę z Tobą dzielić absolutnie wszystko. Być dla ciebie osłoną przed złem, zawsze być przy tobie. Kocham Cię. - powiedział głośno chłopak, po czym jego usta opadły na te Lou. Wyczuł słone łzy, ale widział, że to szczęśliwe łzy. Do rzeczywistości sprowadziły ich wielkie brawa. Powoli odsunął się od ukochanego i pogładził jego policzek.
- Ja też Cię kocham. - wyszeptał Lou, pociągając nosem. 
- Moje kochanie. - szepnął Harry i musnął delikatnie usta chłopaka, po czym spojrzał na publikę. - A teraz zapraszamy na after party.
***
 
Louis nadal był w szoku, gdy siedział przy jednym ze stolików popijając drinka. Harry wyznał mu miłość. Przed tyloma ludźmi.  Po prostu stanął na scenie i powiedział wszystkim, że go kocha. Właśnie jego. Chłopak dalej nie mógł wyjść z podziwu dla ukochanego. Nie wstydził się. Nie wstydził się powiedzieć im wszystkim, że kocha kogoś takiego jak on.
- Co robi mój mały skarbeczek? – usłyszał głoś nad swoim uchem. Uśmiechnął się i powoli odwrócił, dostrzegając najpiękniejsze zielone tęczówki świata.
- Myśli. – uśmiechnął się szatyn.
- Nad czym? – zapytał brunet, obejmując ukochanego w pasie.
 - Nad wszystkim. A najintensywniej to nad tym, iż pewien przystojny brunet wyznał mi dziś miłość. Przed tyloma ludźmi. I jestem po prostu szczęśliwy. – wyznał chłopak, czując delikatne rumieńce na twarzy.
- A ja jestem szczęśliwy, iż szatyn, któremu wyznałem dziś miłość, kocha mnie równie mocno. – odszepnął Styles i powoli naparł na usta ukochanego. Całowali się powoli i czule. – Co ty na to? Żeby odpuścić sobie resztę tej imprezki i pojechać do mnie? Dadzą tutaj sobie bez nas radę. – zaproponował Harry, sunąc nosem po szyi Lou, gdzie pojawiała się gęsia skórka.
- Mmm.. z największa przyjemnością. – odszeptał chłopak i dopił drinka, schodząc z wysokiego krzesła, po czym splótł palce ich dłoni i ruszyli do bocznego wyjścia, gdzie czekał na nich kierowca Stylesa. Zajęli miejsca na tylnim siedzeniu i już po chwili jechali w stronę rezydencji starszego.
- Kocham cię. – szepnął młodszemu do ucha. Ten spojrzał na niego i odszepnął to samo, po czym powoli pocałował jego różowe usta, zamykając oczy z przyjemności. Przez chwilę całowali się coraz namiętniej, lecz przerwało im zatrzymanie się pojazdu. - Chodźmy mój ty skarbie. - Harry złapał Louisa za rękę i powoli weszli na posesję, kierując się do głównych drzwi wejściowych.
- Masz naprawdę piękny dom. - pochwalił go już któryś raz z rzędu Lou.
- Wiem, już mi to mówiłeś z tysiąc razy. - zachichotał starszy i wpuścił go jako pierwszego do środka. - Na co masz ochotę? Chciałbyś może coś zjeść? - zapytał brunet, zdejmując marynarkę, po czym rzucił ją na jedno z krzeseł i poluzował krawat koło szyi.

- W sumie to nie wiem. A ty na co masz ochotę? - zapytał Lou.

- W zasadzie to tylko na ciebie. - zachichotał starszy i podszedł do Tomlinsona, obejmując go w pasie i przyciągając do siebie.

- Mm.. to chyba musimy coś z tym zrobić, nie uważasz? – powiedział szatyn, powoli oblizując swoją dolną wargę.

- Chyba tak. – zamruczał starszy i przyssał się do warg ukochanego, wyrywając z jego gardła ochrypły jęk zaskoczenia. Louis wplótł palce w loczki Harry’ego i oddawał pocałunki w coraz większą pasją i namiętnością. Czuł gorąco, które biło od starszego. Nagle Styles złapał go mocno za pośladki i podrzucił lekko w górę.
- Ej co ty wyrabiasz?! – pisnął Louis, gdy ten trzymał go mocno i kierował się na górę po schodach.
- Idę po schodach do sypialni, a co? – zachichotał i powoli otworzył łokciem drzwi, wchodząc do pomieszczenia, na widok którego Lou zaschło w ustach. Pokój był usłany płatkami róż i wszędzie paliły się małe świeczki, a łóżko narzucone zostało czerwoną satyną.
- Harry. – wyszeptał z tak wielką dozą miłości Lou, że Harry’emu aż łzy stanęły w oczach, po czym powoli położył ukochanego na pościeli, układając się obok i naparł na jego czerwone usteczka. Przez chwilę całowali się czule i powoli, bez użycia języków. Dłoń starszego gładziła rozgrzany policzek Tomlinsona, na co jego ciało lekko drżało.
- Kocham Cię Lou. Tak bardzo mocno. – wyszeptał w wargi swojego kochanka.
- A ja kocham ciebie skarbie. Jak jeszcze nigdy nikogo. – odszepnął Louis i szybkim ruchem usiadł na biodrach starszego, napierając na jego usta, a jego dłonie powędrowały do krawatu i szybko go zrzuciły, a następnie zabrał się za rozpinanie koszuli mężczyzny. Gdy biały materiał spoczywał już na podłodze, Louis popchnął kochanka, by ten położył się i powoli zszedł ustami na jego szyję, ssąc czerwone znaki na pięknie wyeksponowanym ciele. Schodził swoimi pocałunkami coraz niżej, aż dotarł w końcu do cudownego paseczka włosków, chowającego się pod materiałem bielizny i spodni. Spojrzał spod rzęs na ukochanego i szybko rozpiął pasek, a następnie zębami pociągnął za materiał, by guziczek wyskoczył z dziurki i złapał zamek, ciągnąc go w dół, ciągle nie przerywając kontaktu wzrokowego. Natychmiast zauważył jak zielone tęczówki zmieniły swoją barwę na ciemniejszą, a potrzeba spełnienia i wielkie podniecenie było wymalowane na twarzy chłopaka. Louis zsunął się jeszcze niżej i zdjął z chłopaka ubranie, pozostawiając go tylko i wyłącznie w bokserkach,  a następnie wrócił do ust kochanka i powoli całował je, ocierając się swoim ciałem o coraz większą wypukłość w bieliźnie. Nim się spostrzegł ich role zamieniły się i teraz Harry pozywał się w zawrotnym tempie jego ubrań, całując całe jego ciało i zostawiając na nim czerwone ślady. Po chwili ich przyrodzenia ocierały się o siebie przez materiały bokserek. Obaj byli już zdesperowani i potrzebowali tej bliskości. – Harry. – jęknął przeciągle Louis. – Proszę. Wejdź we mnie.. – jęczał chłopak, zamykając oczy.
- O niczym innym nie marzę, kochanie. – westchnął chłopak i po chwili obaj całkiem nadzy, leżeli obok siebie, całując się pieszcząc swoje przyrodzenia dłońmi. – Odwróć się. – wyszeptał Harry do ukochanego i jęknął, widząc z jaką ochotą Louis zrobił to, wypinając do niego swoje pośladki. Chłopak sięgnął do szafki nocnej i wyciągnął buteleczkę żelu, nałożył troszkę na palce i powoli zbliżył się do ukrytego miejsca Louisa. Przesunął językiem po tym miejscu, wywołując drżenie na ciele chłopaka, po czym powtarzał te czynność, czasami wsuwając język do wewnątrz chłopaka, wywołując coraz większe jęki. Po chwili odsunął się i powoli wsunął do niego palec, ustami całując dół jego pleców w uspokajającym geście. Czuł jak Lou spiął się, więc na moment zaprzestał, całując jego skórę i gładząc drugą dłonią pośladki. Gdy ten już się troszkę uspokoił, chłopak zaczął poruszać palcem, a słysząc jęki chłopaka dodał drugi i kontynuował powolne tępo. Gdy Louis już wił się przy dwóch palcach, chłopak wyjął je, nasmarował swojego członka żelem i bardzo powoli wsunął się w chłopaka, całując jego łopatki i plecy. – I jak? – zapytał drżąco Harry, czując się naprawdę wspaniale.
- Oo..okeej. – wyjęczał młodszy.
- Mogę się poruszyć? – zapytał czule starszy.
- Tt-taak. – wyszeptał chłopak, na co Harry zaczął wykonywać powolne ruchy, chcąc przystosować chłopaka do tego uczucia. Był tak cudownie ciasny i gorący od wewnątrz, że Harry mógłby tak spędzić resztę życia. Słysząc coraz głośniejsze jęki aprobaty szatyna, zaczął poruszać się szybciej i starał się trafiać w punkt, który wywoływał głośne, sprośne uwagi z ust młodszego. Kochał słyszeć jego jęki i kochał to, iż wydobywały się one dzięki niemu. – Mocniej Harry. – błagał chłopak, wychodząc naprzeciw jego ruchom z coraz głośniejszymi krzykami i sapnięciami. Starszy starał się poruszać szybciej i mocniej. Czuł jak kropelki poru spływają po jego szyi i karku. Jego mięśnie cudownie bolały od wysiłku.
- Lou.. jestem blisko kochanie. – wyjęczał po chwili.
- Och proszę. Ja teeeż.. – jęknął głośno chłopak, na co Harry złapał jego członka i poruszał na nim szybko dłonią, sprawiając, iż szatyn doszedł z głośnym jękiem jego imienia. Harry zacisnął powieki i doszedł w nim, jęcząc głośno jego imię, po czym opadł na niego.
- Och boże. To było.. – zaczął Styles.
- .. cudowne. – dopowiedział Lou, po czym wyczołgał się spod ukochanego i zwinął się przy jego boku, składając głowę na jego piersi.
- Jak się czujesz? – zapytał brunet, gładząc delikatnie plecy ukochanego.
- Wspaniale. Chciałbym być tu z tobą już na zawsze. – wyszeptał, gładząc brzuch chłopaka.
- Możesz zostać. Możesz tutaj ze mną zamieszkać. – zaproponował nagle Harry, na co ciało Lou spięło się, lekko zaszokowane.
- Co?
- No tak. Możesz się do mnie przeprowadzić i wtedy będziemy mogli robić takie rzeczy o każdej porze dnia i nocy. – wyszeptał kusząco do ucha młodszego. – Zawsze można też spróbować na przykład na stole w kuchni.
- Harry. – pisnął chłopak, chichotając cicho. – Naprawdę chciałbyś, żebym z tobą zamieszkał? – zapytał szeptem.
- Oczywiście, żebym chciał. Mieć cię zawsze blisko. Budzić się i zasypiać przy tobie to moje marzenie. – wyszeptał czule. – Co o tym myślisz?
- Myślę, ze to wspaniały pomysł. – powiedział po chwili.
- Naprawdę? – szepnął chłopak z nadzieją w oczach.
- Naprawdę. – odpowiedział Lou i uniósł się, patrząc ukochanemu w oczy i pogładził jego zarumieniony policzek. – Zamieszkam z tobą skarbie. – szepnął, po czym złączył ich usta w powolnym pocałunku, wyrażającym wszystkie ich uczucia.
______________________________________________________

PROSZĘ O NAWET KRÓCIÓTKI KOMENTARZ, KAŻDEGO KTO PRZECZYTAŁ!