Obudziłem się jakiś czas później. Przeciągnąłem się i spojrzałem na zegarek ścienny. Już tak późno? Zaraz cisza nocna. Wstałem i powoli wyszedłem z Pokoju Życzeń. Na szczęście nikogo nie było na korytarzu, więc udało się bez kłopotliwych pytań. Powoli zszedłem na pierwsze piętro i kierowałem się w stronę obrazu Grubej Damy. Wychodząc zza rogu dostrzegłem Louisa z kolegami. Natychmiast zatrzymałem się i biegiem ruszyłem w drugą stronę, szybko docierając do Pokoju Wspólnego. Niepostrzeżenie dostałem się do swojej sypialni, wziąłem szybki prysznic, korzystając z nieobecności Nialla i poszedłem do łóżka. Zasłoniłem kotary wokół niego i opadłem na poduszki. Wtuliłem się w nie i rozpłakałem się. Czeka mnie długa noc...
***
Kilka kolejnych dni było
strasznych. Wstawałem, ogarniałem się, jadłem coś, szedłem na lekcje, później do
Pokoju Życzeń lub biblioteki i tam robiłem zadania, próbowałem się uczyć,
następnie kolacja, później kąpiel, gdzie wypłakuje morze łez, a następnie
zmęczony, zasypiam. I tak wygląda każdy, kolejny dzień. Przyjaciele udają, że
nie widzą co się dzieje. A może po prostu przestałem ich obchodzić? Nie zapytali
nawet co mi jest, co się stało. Nic. Po prostu mnie ignorowali. Było mi z tym
naprawdę ciężko. W takiej chwili właśnie ich potrzebowałem. Rozmowy,
pocieszenia, a nawet zwykłego uśmiechu z ich strony. Niestety Taylor cały czas
spędzała ze swoim nowym chłopakiem, Liamem. Niall był bardzo zaaferowany
znajomością z Jake'iem. Ciągle razem siedzieli, rozmawiali, śmiali się. Nie
miałem im tego za złe. Bardzo się cieszyłem, że w końcu znaleźli swoje
szczęście, ale czy nie mogli by choć na pięć minut odłożyć tego wszystkiego na
dalszy plan i chociaż na mnie spojrzeć? Widocznie nie. Była właśnie pora
obiadowa, ale jak zwykle zrezygnowałem z posiłku i udałem się do biblioteki, by
poszukać odpowiedniej książki do zadania z zaklęć. Kręciłem się między regałami
i w końcu znalazłem odpowiednią. Usiadłem przy jednym ze stolików i zająłem się
lekcjami.
- Harry? - usłyszałem nagle za sobą. Westchnąłem w
duchu i powoli sie odwróciłem.
- O hej Jake. - mruknąłem i spojrzałem na niego
krótko, wracając do pisania.
- Co u Ciebie słychać? Rzadko Cię ostatnio widuję. Tylko na
lekcjach. - powiedział i usiadł obok mnie.
- Jestem zajęty i uczę się. No wiesz. - mruknąłem.
- Rozumiem. A może masz ochotę w weekend skoczyć ze mną i Niallem
do Trzech Mioteł?
- Zobaczymy. Jeszcze trochę czasu. - mruknąłem wymijająco.
Na pewno nigdzie nie pójdę. Nie mam ochoty na żadne wycieczki do pubów.
- No. To się zgadamy jeszcze. - powiedział chłopak i
odszedł. Westchnąłem cicho. Super. Jeszcze stałem sie opryskliwy. Pokręciłem
głową i wróciłem do odrabiania zadań. Nim się obejrzałem zastał mnie wieczór.
Zwinąłem swoje rzeczy i ruszyłem w stronę Pokoju Wspólnego, starając się nie
zostać zauważonym przez nikogo znajomego. Niepostrzeżenie przedostałem się do
sypialni i wziąłem szybki prysznic, po czym padłem na łóżko i zasnąłem.
***
Właśnie skończyłem eliksiry i kierowałem się do dormitorium,
by móc spokojnie odrobić pracę domową. Dziś pan profesor jak zwykle dał nam
popalić. Ale u niego to normalne. Nie mogło by być lekcji gdyby nie opieprzył
kogoś z góry na dół, a następnie odebrał punkty. I na kogo trafiło? Oczywiście
na Gryffindor. Dom który zawsze był wszystkiego winny. Czasem miałem ochotę
wstać i mu wykrzyczeć to co myślę o tym jego pieprzonym uprzedzeniu do nas. To
naprawdę nie było fair wobec nas. Właśnie wchodziłem na odpowiednie piętro, gdy
ktoś nagle wpadł na mnie z wielkim impetem, powodując, że wypadły mi
książki. Jęknąłem cicho i schyliłem się zbierając je szybko, po czym
uniosłem się i cudem udało mi się utrzymać je, by nie wyleciały po raz kolejny.
Przede mną stał Louis, zbierając swoje notatki. Właśnie podniósł się do góry i
spojrzał na mnie, a ja spanikowałem.
- Przepraszam. – szepnąłem cicho, wyminąłem go i wręcz
biegiem skierowałem się do swojej sypialni, zamykając się w niej. Oddychałem
szybko, dłonie mi drżały, nie umiałem powstrzymać reakcji swego ciała. To
wszystko jest jakieś nienormalne. Nie chcę tak żyć, tak się zachowywać. Ciągłe
uciekanie przed nim, ciągłe odwlekanie stanięcia twarzą w twarz. Ale wiem
dobrze, że gdybym popatrzył mu w oczy, rozkleiłbym się i rozpłakał, a nie mogę
sobie na to pozwolić. Potrząsnąłem głowa i usiadłem przy biurku, zabierając się
za odrabianie lekcji, których miałem dość dużo na jutro. Nim się spostrzegłem
zrobił się wieczór, a do komnaty wbiegł Niall, śmiejąc się głośno.
- Och. Hej Harry. – powiedział ewidentnie zdziwiony moim
widokiem. No tak, przecież jego ostatnio ciągle nie ma gdy jestem ja.
- Hej. – powiedziałem cicho i poskładałem książki, pakując
potrzebne rzeczy do torby, po czym położyłem ją obok biurka. Wstałem i wziąłem
piżamę, po czym udałem się pod prysznic. Powstrzymywałem się od płaczu.
Dlaczego on już nie traktuje mnie jak przyjaciela? Czy teraz ciągle będzie mnie
pomijał? Nie chce tak. Jest moim przyjacielem tak długo, a poświęca czas, który
moglibyśmy spędzić razem Jake’owi, Taylor zajęta jest swoim związkiem z Liamem,
a Louis.. Nie, Louis się nie liczy.
- I kogo Ty oszukujesz Harry? Przecież wiesz, że liczy się
najbardziej. – jęknąłem sam do siebie, po czym dokończyłem toaletę i ubrany
wszedłem do sypialni, która była pusta. – No tak. Standard. – mruknąłem sam do
siebie, po czym położyłem się na łóżku, zasłaniając wcześniej kotary i wtuliłem
twarz w poduszkę, pozwalając spłynąć kilku łzom, ewentualnie kilkunastu, po
czym zasnąłem.
***
Gdy obudziłem się następnego
dnia rano, czułem, że zdarzy się coś złego. Nie wiedziałem co, ale czułem to w
swoim ciele. Jak zwykle wziąłem prysznic, ogarnąłem trochę swoje wiecznie
żyjące swym życiem włosy, obwiązując je bandamą, ubrałem się w szatę i zszedłem
na śniadanie. Ostatnimi czasy siadałam zazwyczaj na końcu stołu, nie chcąc się
zbytnio rzucać w oczy. Nie chciałem, by Louis mnie zauważał. Nie miałem ochoty
spotkać go, rozmawiać czy coś. Nie. Jeszcze nie teraz. To za wcześnie. Nie
dałbym rady. Spokojnie zjadłem śniadanie, przeglądając nowego Proroka, gdy
nagle ktoś poklepał mnie w ramie. Z cichym piskiem odwróciłem się i dostrzegłem
panią Dyrektor.
- Och. Dzień dobry. Mogę w
czymś pomóc pani profesor? – zapytałem, przełykając jedzenie.
- Mogę Cię na moment prosić do
gabinetu? Mam ważną sprawę. – powiedziała, na co skinąłem głową i wyszliśmy z
Wielkiej Sali, kierując się na piętro do jej gabinetu.
- Czy coś się stało? - zapytałem niepewnie, zajmując jedno z krzeseł przy biurku.
- Czy coś się stało? - zapytałem niepewnie, zajmując jedno z krzeseł przy biurku.
- Cóż. Myślę, że
tak. - powiedziała cicho. - Dostałam dziś wiadomość, że Twoja babcia jest
ciężko chora. - powiedziała, a ja zamarłem.
- Co?! Co jej jest?
- zapytałem przerażony.
- Cóż, zapadła na
jakąś mugolską chorobę. Ma gorączkę, ciągły kaszel. Gdy tylko się
dowiedziałam, oczywiście pojawiłam się u niej i zaprosiłam ją tutaj, przecież
nasza pielęgniarka mogłaby pomóc, ale cóż. Znasz swoją babcie, prawda? Wiesz
jaka jest uparta. I tak pomyślałam, że może po prostu tu byś do niej wyjechał?
Zostałbyś z nią przez kilka dni, dopóki nie poczuje się lepiej. Co ty na to? –
zapytała pani profesor.
- To oczywiste, że
tak. Proszę mi dać pięć minut, spakuje się i jestem z powrotem. Sowę mogę zostawić,
prawda? – zapytałem, wstając.
- Tak, oczywiście. To uciekaj po rzeczy i
spotkamy się za piętnaście minut pod głównym wyjściem. – powiedziała
nauczycielka, posyłając mi lekki uśmiech, co było bardzo rzadkie w jej
przypadku, po czym wybiegłem z gabinetu. Szybko znalazłem się w swoim
dormitorium, złapałem za plecak i wrzuciłem najpotrzebniejsze ubrania oraz
kilka podręczników, by nie narobić sobie zaległości, po czym zostawiłem szatę
szkolną w szafie i przebrałem się w czarne rurki oraz kremowy sweter, założyłem
trampki i szybko skierowałem się do wyjścia. Tam już czekała na mnie pani
dyrektor. – Jesteś gotowy? – zapytała, gdy podbiegłem do niej.
- Tak, tak. – wysapałem.
-Hagrid Cię odprowadzi na pociąg. – powiedziała.
– Czy mam powiadomić Twoich przyjaciół? – zapytała.
- Nie. Niech pani nikomu nic nie mówi, bardzo
proszę. – wyszeptałem. Nie chciałem by ktoś do mnie pisał. Ten wyjazd daje mi
perspektywę na chwilę oddechu, będę miał czas by pomyśleć o wszystkim.
- Dobrze. Jak sobie życzysz. Oczywiście
usprawiedliwię Cię z nieobecności, ale bardzo proszę byś chociaż trochę
poczytał podręczniki, żebyś nie miał zbyt wielkich zaległości.
- Dobrze, oczywiście. Do widzenia. – pożegnałem
się i pobiegłem w stronę chatki Hagrida. Po kilku minutach stanąłem pod jego
drzwiami i zapukałem głośno.
- Już idę. - usłyszałem jego stłumiony głos i po
chwili otworzył je z trzaskiem. - Ach Harry. Daj mi sekundkę, cholibka. -
mruknął i na moment zniknął w domku, po czym wyszedł i ruszył w stronę
zakazanego lasu.
- Gdzie idziemy? - zapytałem.
- Tutaj niedaleko czeka świstoklik. Będzie dużo
szybciej niż pociągiem. - wyjaśnił, a ja skinąłem głową. Miał rację. Już po
chwili wylądowałem na polanie, niedaleko domu babci. - Dasz sobie już radę,
prawda? - zapytał półolbrzym.
- Tak. Dzięki Hagrid. - uśmiechnąłem się i
pobiegłem w stronę posiadłości mojej babci. Przeszedłem przez cały ogródek i
wyciągnąłem klucze z kieszeni, otwierając nimi drzwi wejściowe. -Babciu? -
zawołałem, rzucając plecak w przedpokoju i wszedłem dalej.
- Harry? - usłyszałem zdziwiony głos, dobiegający
z salonu. Szybkim krokiem wszedłem tam i dostrzegłem staruszkę, leżąca na
kanapie, owiniętą w koc, z czerwonymi wypiekami na policzkach. Uklęknąłem koło
sofy i złapałem ją za dłoń.
- Jak się czujesz, kochana? - zapytałem
delikatnie i gładziłem jej suchą skórę.
- Coraz lepiej. - skłamała, widziałem to po
jej zmęczonym spojrzeniu. - Ale co Ty tutaj robisz wnusiu? Nie powinieneś
być w szkole? - zapytała.
- Pani dyrektor pozwoliła mi Cię odwiedzić i
wrócić w przyszły poniedziałek. Zna naszą sytuacje i wie, że nie masz nikogo
poza mną, więc sama zaproponowała mi taki układ. A teraz słucham. Czego Ci
potrzeba? Iść na zakupy, ugotować Ci coś? - pytałem, posyłając jej czuły
uśmiech. Kobieta zachichotała i pogłaskała mnie po policzku.
- Oj kochany. Zakupy by się przydały, bo w
lodówce niewiele już zostało. - powiedziała, a ja skinąłem głową.
- Już się robi, babciu.
- Pieniądze są w kuchni, w tej szafce co zawsze.
- poinstruowała mnie. Wszedłem do wskazanego pomieszczenia i zagotowałem wodę
na herbatę, po czym zaniosłem ją do salonu i postawiłem na stoliku, złapałem
pieniądze i wyszedłem z domu, idąc do pobliskiego sklepu spożywczego. Kupiłem
wszystko co potrzebne było do przygotowania normalnego posiłku, po czym w
ukryciu zmniejszyłem zakupy, chowając je do kieszeni i powoli wróciłem do domu.
Cieszyłem się po części, że ta choroba wypadła akurat teraz. Mogłem spokojnie
usiąść i zastanowić się co dalej. Bo szczerze? Nie miałem pojęcia co zrobić w
tej sytuacji. Porozmawiać z nim czy po prostu sobie to wszystko odpuścić. Może
po prostu to nie on jest mi pisany i kiedyś będę szczęśliwy z kim innym.
Pokręciłem głową, otwierając bramkę i wszedłem na ogród, dostrzegając
Maddy.
- Kici, kici. - zamruczałem cicho i powoli
podszedłem do kotki, biorąc ją na ręce. - Hej mała. Co u Ciebie? - zamruczałem
do niej, drapiąc ją za uszkiem. Kotka zamruczała cicho i łasiła się do mnie.
Otworzyłem drzwi i powoli wszedłem do środka. - Wróciłem. - powiedziałem głośno
i skierowałem się do kuchni, powiększając zakupu i rozpakowałem je, po czym
nalałem Maddy mleka do miseczki i postawiłem na podłodze. Zaglądnąłem do salonu
i zauważyłem, że babcia zasnęła, więc ściszyłem telewizor, poprawiłem jej koc i
przymknąłem drzwi, udając się do kuchni. Większość dnia spędziłem na gotowaniu.
Zrobiłem rosół, upiekłem ciasteczka i posprzątałem pomieszczenie. Nie mogłem
usiedzieć na miejscu. Czułem, że coś mnie roznosi. Dość często łapałem się na
zastanawianiu, czy moi przyjacie.. czy Niall, Tay myślą o mnie. Czy zauważyli, że
mnie nie ma. Pewnie nie. W końcu teraz są osoby ważniejsze ode mnie. Liam czy
Jake. Louis pewnie zajęty swoim nowym chłopakiem.. Na samą myśl o tym, że
ma teraz kogoś nowego, innego, moje serce ścisnęło się z bólu. Jak w tak krótkim
czasie mogłem się do niego przyzwyczaić? No jak? Wziąłem swoją nierozpakowaną
jeszcze torbę i zaniosłem do mojej starej sypialni. Wszystko było tak jak to
zostawiłem. Wyjąłem ubrania i ułożyłem w szafie, natomiast do rąk chwyciłem
podręcznik do transmutacji i zacząłem czytać jeden z rozdziałów. Nim się
obejrzałem nastał wieczór. Cichutko zszedłem na dół i zaglądnąłem do salonu. Babcia
nadal spała. Poszedłem do kuchni i odgrzałem jej rosół, po czym nalałem do
kubka i delikatnie potrząsnąłem jej ramieniem, chcąc by się zbudziła.
- Och. Co się dzieje? – zapytała, powoli
otwierając oczy.
- Ugotowałem zupę. Masz. – podałem jej kubek, po
czym poprawiłem poduszki, by było jej wygodnie. Kobieta uśmiechnęła się
delikatnie i podziękowała skinieniem głowy. Pogłośniłem dźwięk w telewizorze i
wróciłem do kuchni, by samemu coś zjeść. Skończyło się na zwykłych kanapkach i
herbacie. Po wszystkim umyłem po sobie i wróciłem do staruszki, zajmując jeden
z foteli.
- Opowiadaj kochany. Jak w szkole? Wszystko w
porządku? Nie masz żadnych problemów? – zapytała.
- Ależ nie. Wszystko jest okej. Dużo nauki, ale
to wiadome. Mam teraz tylko kilka przedmiotów, więc mam dużo czasu na uczenie
się.
- A co słychać u Nialla i Tay? – gdy wspomniała
ich imiona, poczułem jak w moim wnętrzu coś się skręciło. Bolała mnie nawet
sama myśl o nich.
- Em. Chyba wszystko w porządku. – mruknąłem cicho.
- Co się stało Harry? I nie mów mi, ze nic. Widzę
po tobie. Jesteś jakiś nie swój. Pokłóciliście się? – zapytała i przywołała
mnie dłonią. Usiadłem obok niej i westchnąłem głośno.
- Nie wiem od czego zacząć. – wyszeptałem,
bliski płaczu.
- Od początku wnusiu. – powiedziała czule i
pogładziła mnie po dłoni. Wziąłem głęboki oddech i opowiedziałem jej wszystko
od początku. O całej tej znajomości z Louisem, o tym jak traktowaliśmy się
wcześniej, co się zmieniło. Jak zmieniły się nasze relacje. Nie musiałem się
bać reakcji babci. Wiedziała o mojej seksualności. Następnie powiedziałem jej o
zachowaniu swoich przyjaciół. O tym jak się nie odzywają, że wszystko jest
ważniejsze ode mnie.
- A wiesz co jest najgorsze? – wyszeptałem ze łzami.
– Że właśnie w tej chwili powinni być przy mnie. Jako przyjaciele, powinni mi z
tym pomóc. Czy nie po to ma się właśnie przyjaciół? By byli dla nas ostoją i
zawsze nam pomagali? A oni po porostu mają mnie gdzieś. To tak boli. Co ja mam
zrobić? Nie chce nagle stracić wszystkich. Przez ostatni tydzień czułem się jak
jakiś trędowaty. Nawet na mnie nie patrzyli. Ciągle ważniejszy był Liam i Jake.
A co ze mną? Czy oni już nie chcą się ze mną przyjaźnić? Co zrobiłem nie tak,
babciu? – zapytałem łamiącym się głosem. poczułem jak kobieta przytula mnie do
siebie.
- To nie tak. Owszem ich zachowanie jest bardzo
przykre, ale myślę, że oni po prostu sami się w tym pogubili. Może pomyśleli,
że skoro sam nie zabiegasz o kontakt, to chcesz od nich odpocząć. Może tak po
prostu nie chcieli się narzucać. Powinieneś z nimi porozmawiać. Wyjaśnić im.
- Powinni zauważyć to jak się czułem,
wyglądałem. Nie powiedzą mi, że tego nie było widać. Jestem pewien, ze Niall
nie raz słyszał jak płakałem w poduszkę, ale ani raz nie zapytał czy wszystko
okej. Mają mnie gdzieś.
- Na pewno nie. Kochają Cię. Jestem pewna, że
tak jest. Gdy tylko wrócisz do szkoły powinniście porozmawiać i zobaczysz, że
wszystko się wyjaśni. – pocieszyła mnie.
- Może masz i rację. – westchnąłem cicho.
- Zawsze ją mam, nie pamiętasz? – zachichotała.
- Oj babciu.
- A co do tego chłopaka. Zachował się strasznie,
ale z nim też powinieneś porozmawiać. Nie wyjaśnione konflikty narastają i
później robią się z tego niepotrzebne kłótnie. Porozmawiaj z nim. Zobacz co ma
Ci do powiedzenia i dopiero wtedy zdecyduj, czy chcesz to ciągnąć, czy może
masz już dość. – powiedziała.
- Dziękuję. – wyszeptałem cicho.
***
W
niedziele, gdy kobieta była już w pełni sił, postanowiłem wrócić do szkoły.
- Na pewno dasz sobie radę? – zapytałem babcie
po raz setny.
- Na pewno Harry. Nie jestem dzieckiem. Pytanie jest,
czy Ty sobie poradzisz? – zapytała, poprawiając mi kołnierzyk koszuli.
- Dam sobie radę. – skinąłem głową.
- Gdy tylko sprawy się wyjaśnią napisz mi list i
wszystko opowiedz. – poprosiła.
- Oczywiście. Kocham Cię babciu i uważaj na
siebie. – poprosiłem, po czym musnąłem jej policzek, wziąłem torbę na ramię, do
kieszeni wsunąłem różdżkę i wyszedłem z domu, kierując się na polanę, gdzie
czekał już Hagrid.
- I jak tam Harry? W porządku? – zapytał,
ściskają mnie lekko.
- Tak. Jest okej. Wracajmy. – powiedziałem cicho
i już po chwili znajdowałem się w Hogwarcie, na skraju Zakazanego Lasu.
- Wracaj szybko do szkoły to zdążysz jeszcze na
kolacje. – powiedział, po czym ruszył do swojej chatki, a ja ścieżką do jednego
z wejść do zamku. Nie chciałem wchodzić głównymi drzwiami. Nie chciałem rzucać
się w oczy. Bocznym korytarzem udałem się na piętro i zaczekałem, aż większość
zejdzie na kolację i dopiero wtedy przedostałem się pod obrazem do Pokoju
Wspólnego. Był pusty. Odetchnąłem i schodami ruszyłem w stronę sypialni. Otworzyłem
drzwi i wszedłem do środka.
- Harry! – usłyszałem pisk i po chwili ktoś
rzucił się na mnie, przytulając mocno. Cały mój świat zasłoniły blond włosy. Cholera.
Zachwiałem się lekko, ale złapałem się pobliskiej szafki, odsuwając lekko.
- Cześć. – mruknąłem, dostrzegając Tay i Nialla.
- Gdzieś Ty się do cholery podziewał!? Wiesz jak
się martwiliśmy?! Nikt nie chciał nam nić powiedzieć. Jak mogłeś wyjechać i nie
powiedzieć ani słowa! – wykrzyczała dziewczyna.
- Nie muszę się nikomu tłumaczyć. – westchnąłem cicho
i jak gdyby nigdy nic zacząłem się rozpakowywać.
- Ale my nie jesteśmy nikim. Jesteśmy przyjaciółmi.
– powiedział chłopak, a ja parsknąłem cichym śmiechem, po czym odwróciłem się
do nich przodem, zapominając o czym mówiła mi babcia. W tej chwili przesadzili.
- Przyjaciółmi? Przyjaciółmi?! Tak właśnie
zachowują się przyjaciel?! To jest wasza definicja tego słowa? Bo według mnie
gdy jedna z osób ma problem to pozostałe starają się jej pomóc, a nie mają
wyjebkę po całości. – warknąłem.
- Harry.. – zaczęła Tay.
- Nie chcę tego słuchać. Zawiedliście mnie. Tak bardzo
mnie zawiedliście. Nawet nie ważcie się powiedzieć, że nic nie wiedzieliście. Dobrze
zdawaliście sobie sprawę z tego, ze coś mi jest, ze mam problem. Jestem niemal
pewny, ze słyszałeś każdej nocy mój płacz, ale nawet nie zapytałeś! –
wykrzyczałem w ich stronę. – Tak się nie zachowują dobrzy przyjaciele.
- Ale my.. – próbował chłopak.
- Nie. Nie chcę tego słuchać. Zanim coś
powiecie, zastanówcie się nad tym co zrobiliście. – wyszeptałem. – I jak bardzo
mnie to zraniło. – po czym wyminąłem ich i wyszedłem z sypialni, biegnąc do
wyjścia. Ruszyłem schodami na górę. Na trzecie piętro. Kiedyś zakazane, a teraz
mimo zniesienia zakazu nie używane przez nikogo. Usiadłem pod jedną ze ścian i
schowałem twarz w dłonie.
- Harry? – usłyszałem szept. Uniosłem przestraszony
głowę i rozglądnąłem się, dostrzegając kogoś w jednych ze drzwi. Przymrużyłem oczy
i zamarłem.
- Louis..
____________________________________________________
Cześć kochani :* Jestem z rozdziałem tak jak obiecałam. Cóż. Teraz parę rzeczy do ogłoszenia. Po pierwsze dziękuję za komentarze pod shotem i wyświetlenia. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Po drugie, mam nadzieję, ze pod tym rozdziałem będziecie równie wylewni, a może nawet bardziej i będzie jeszcze więcej komentarzy. Po trzecie, nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Nie mam go nawet zaczętego. A mam tak mało czasu. Umówmy się tak, ze gdy będę miała gotowy następny rozdział i zaczęty przynajmniej jeszcze kolejny to wstawię tutaj. Oczywiście postaram się na za dwa tygodnie, ale nie obiecuje. Tak więc bardzo proszę o komentarze, o wyświetlenia. Polecajcie to opowiadanie, a będę Wam niezmiernie wdzięczna! <3 Kooocham Was :*
Jak zawsze zaje*isty <3
OdpowiedzUsuńxx CandyLarryLove
Hgfhhdhgdvjjffjh zajebisty rozdział *-* chyba jak zawsze ;) ja już chce nexta, a tu czytam, że kolejny rozdział to jak dobrze pójdzie to bd za dwa tygodnie :c zgasiłaś mnie xd.
OdpowiedzUsuńBiedny Hazza :c taki samotny i oszukany przez Lou :c mam nadzieję, że Ni i Tay się ogarną i zrozumieją swoją winę... A Lou to już nw :< naprawdę nie rozumiem czemu tak się zachował :c mam nadzieję, że nw, chociaż zauważył brak Harry'ego przez ten czas gdy był u babci... No i liczę, że Harry też wykaże trochę współpracy i postara się z nimi pogadać... Btw czekam na nexta, nawet jeśli bd za dwa tygodnie ;) @EFlegiel <3
Kocham to opowiadanie coraz bardziej, kochanie <33 Jak Niall i Taylor mogli sie tak zachować? :cc Okropni z nich przyjaciele :< Lou, ty idioto, jesteś taki głupi, dlaczego tak bardzo zraniłeś biednego Hazze :( ? Mam nadzieję, ze sie ogarną i przeproszą Harry'ego :D Rozdział, jak zawsze, jest asnhdgbcvzfsdweetcbdgfjfmvldposgabxjc *.* Prawie zaczęłam piszczeć, jak go zobaczyłam, haha :>> Spokojne kochanie, będziemy czekać na kolejny rozdział, tyle, ile będzie trzeba :) Koooocham cię i pozdrawiam xx @weirdowithscars
OdpowiedzUsuńŚwietne, kochane, trochę smutne, ale nadal zajebiste <3 Kocham to opowiadanie tak bardzo, słonko, jesteś tak strasznie utalentowana <3 xx
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest pokrecony...
OdpowiedzUsuńTwoja wyobraźnia nie zna granic
WOW.
OdpowiedzUsuńOd czego ja mam tu zaczac...
Louis! Kurwa co to mialo byc?! Idiota z ciebie!
Jak mogles to zrobic Harr'emu?!
Mam nadzieje, ze przynajmniej zauwazyles, ze go nie ma przdz te kilka dni w szkole...
Niall! Taylor! Co to kuewa ma byc?!
Niall, gluchy byles w nocy jak Hazza plakal?!
Taylor, slepa bylas czy co?!
Jak oni mogli tak zostawic swojego przyjaciele, bez pomocy. Nagle sobie o nich przypomnieli, gdy zauwazyli jego brak. Dobrze, ze Harry kazal nikomu nic nie mowic. Maja nauczke na przyszlosc...
Nie spodziewalam sie tego po nich... jak oni mogli go tak zawiesci?
Biedny Harry.. nie dosc, ze przyjaciele go olali to jeszcze Louis go zawiodl...
Ciekawe czy Louis przeprosi Harr'ego albo nie przyzna sie do nieczego..
Swietny rozdzial.
Czekam nn.
@andrejjj99